Powieści pisane przez panie i głównie dla pań to coraz lepsza literatura. Warto po nią sięgać.
Pastelowe, ciepłe okładki, wiele „ludzkich” wątków. Prosty, piękny język, historie rodzinne, wielka miłość, spora dawka humoru oraz wzruszeń – tak w dużym skrócie można scharakteryzować powieści, które pisane są (głównie) dla pań i przez panie. Minęły czasy, gdy tzw. literatura kobieca kojarzyła się niemal wyłącznie z głupawymi treściami, dość prymitywną formą i łzawymi romansami umiejscowionymi w pałacu maharadży czy na Dzikim Zachodzie. Polskie książki dla kobiet, które w ostatnich latach sprzedają się jak świeże bułeczki, to coraz częściej skarbnica wiedzy o społeczeństwie, przemianach, które się w nim dokonują, opisy rodzinnych dziejów wpisane w wydarzenia historyczne, hołd złożony naszym babkom i matkom. Wciągają, budują, inspirują dzięki sprawnemu przeplataniu się dramatycznych nieraz faktów z błyskotliwie wymyśloną fikcją.
Oczywiście nie jest to literatura poziomu „Mistrza i Małgorzaty”, ale inna jest jej rola. Jeśli współczesne powieści dla pań mówią o wartościach, rodzinie, historii, to zwykle bez lukru, lecz dość prawdziwie. Jeśli poruszają problemy społeczne, to sprawnie, realistycznie. Jednym słowem, opisują rzeczywistość w wartki, autentyczny sposób, kreując bohaterów i bohaterki, które nie są udzielnymi księżniczkami, a raczej przypominają przyjaciółkę z sąsiedztwa czy też… po prostu nas same. Oczywiście bohaterki to przyjaciółki wielobarwne, wykreowane nie bez szczypty romantycznego polotu, a ich historie bywają okraszone wątkiem kryminalnym czy pasjonującą tajemnicą – którą, wciągając się w fabułę, chcemy rozwikłać. Nastała nowa era powieści dla kobiet? Z pewnością jest to zjawisko warte odnotowania: powieści pisane pomalowanymi paznokciami bawią, uczą, relaksują. Czego chcieć więcej – na jesienne wieczory i po trudnym dniu?
Skąd ten boom?
Jeszcze dziesięć lat temu rynek książkowy powieści, w tym powieści nieco lżejszej, był niemal całkowicie zalany tłumaczeniami anglosaskich autorek. Były to głównie romanse, nie bardzo różniące się od siebie formą czy treścią. W myśl (niepisanej) zasady: przeczytać, przez chwilę miło spędzić czas i zapomnieć. Obecnie w każdej księgarni można znaleźć sporą ofertę książek (głównie) dla pań, pisanych przez rodzime autorki. Dlaczego takie pozycje się ukazują?
Izabela Żukowska, dziennikarka radiowa i pisarka, twierdzi, że boom na książki pisane przez kobiety wiąże się po prostu ze zmianami w… samych kobietach. – Panie nabierają odwagi, przestają bać się własnego głosu, zaczynają rozumieć, że to, co mają do powiedzenia, jest ważne i trafia do innych. Nie boją się walczyć o własne marzenia, a pisanie od tego właśnie się zaczyna. I od wewnętrznej potrzeby, bo przecież nikt nikomu nie każe pisać – to zawsze zaczyna się we własnym wnętrzu.
Justyna Bednarek, przez wiele lat dziennikarka, matka trójki dzieci, od kilku lat jest jedną z najbardziej rozchwytywanych autorek. Pisze dla najmłodszych i dla pań. Sagapisarki (pracuje nad trzecią częścią), dotycząca przygód 40-latki Zuzanny, jej rodziny i przyjaciół, w kilka miesięcy zdobyła serca tysięcy Polek. – Rosnąca liczba piszących kobiet nie wynika z jakiegoś przewrotu intelektualnego, tylko z tego, że coraz więcej kobiet angażuje się w różne dziedziny życia społecznego. Także w pisanie. Jest w tym coś w rodzaju sprzężenia zwrotnego: coraz więcej kobiet pisze, bo tematy uważane wcześniej za błahe doznały swoistego dowartościowania. A dlaczego? Ponieważ kobiety są coraz bardziej aktywne i widoczne także poza czterema ścianami – twierdzi Bednarek. – Coraz mniej jest ludzi, którzy uważają, że wychowanie dzieci, budowanie pięknego codziennego życia to sprawy mało poważne, którym nie warto poświęcać uwagi.
Według Bednarek istotna jest też szersza dostępność techniki wydawniczej, umożliwiająca pisanie i wydawanie. – Cały proces wydawniczy mocno się uprościł. Łatwiej jest wydać książkę dziś niż dziesięć lat temu. Jest więcej pozycji na rynku, większe są w tym względzie potrzeby – mówi. I dodaje, że jednocześnie krótsze jest „życie” książki. Książka pojawi się, błyśnie, zwykle znika. – Mało jest tomów, które mają długie życie…
Wioletta Sawicka mieszka i pracuje na Warmii. Tam odnalazła inspiracje i historie, które opisuje w swoich powieściach. Dlaczego zaczęła pisać? – Nigdy nie planowałam, że zostanę pisarką. Zaczęłam pisać dla siebie, żeby uwolnić emocje. Pisanie mnie wciągało, stało się moją potrzebą. To było moje katharsis, ale w ogóle nie myślałam o tym jako o książce. Mąż przeczytał z ciekawości i namawiał mnie do wydania. W końcu się odważyłam i wysłałam mój debiut. Tylko jednemu wydawcy, ale wzięli. A potem już poszło – opowiada Sawicka. Dziś jej powieści mają stałe i szerokie grono odbiorczyń, które w poszukiwaniu ukochanej bohaterki (czy raczej jej pierwowzoru) lub śladów autentycznych historii, znanych ze stron powieści, jeżdżą po Warmii…
„Kobieca” to gorsza?
Z jednej strony mamy do czynienia z niewątpliwie ciekawym zjawiskiem: pisania dla pań i przez panie. Z drugiej, pokutuje przecież określenie „literatura dla kobiet” jako synonim książki gorszej, mniej ambitnej, takiej „literatury pensjonarskiej XXI wieku”. Czy takie szufladkowanie jest sprawiedliwe? – Określenie „literatura kobieca” można odnieść nie tylko do książek, po które chętniej sięgają panie, ale też pisanych przez kobiety. Słyszy się opinie, że literatura kobieca to podrzędny gatunek – mówi Sawicka. – Gdy jednak pozna się współczesne książki pisane przez kobiety i (głównie) dla kobiet, widać, że taki osąd jest niesprawiedliwy, ponieważ w wielu z nich kryje się głębia i bardzo sprawny warsztat pisarski.
Izabela Żukowska, dziennikarka, pisarka (właśnie ukazała się jej najnowsza powieść pt. „Fałszywa nuta”): – Nie lubię, gdy mówi się o literaturze kobiecej. Nikt nie mówi o „literaturze męskiej” – literaturę pisaną przez mężczyzn rozpatruje się jako dobrą albo złą. Mówienie „literatura kobieca” natychmiast spycha te książki do lektury lekkiej, może trochę sentymentalnej, zazwyczaj poświęconej emocjom, często nazywanej zbiorczo romansidłami. A przecież kobiety piszą różnie i różnorodnie. Moja literacka podróż zaczęła się od kryminałów retro. Inspirację czerpię z tego, co dzieje się wokół: z historii, z zasłyszanych opowieści, z książek, z gazet. Impulsem do tworzenia jest także miasto, z którego pochodzę. W Gdańsku i Sopocie toczy się duża część akcji mojej najnowszej powieści, a motywacją do jej napisania była historia dawnego Gdańska i Wolnego Miasta Gdańska. W pisaniu książek pomaga mi też wiedza, którą zdobyłam na studiach socjologicznych – rozpoznawanie mechanizmów społecznych znacznie ułatwia tworzenie relacji między bohaterami.
Zdaniem Katarzyny Drogiej – przez wiele lat redaktor naczelnej pism dla pań, która od kilku lat niemal wyłącznie oddaje się pisaniu powieści, wartość prozy nie zależy od tematu ani rodzaju odbiorcy, lecz od pióra twórcy. – Ta sama historia może być przecież osnową romansidła i dobrej powieści epickiej. Mam nadzieję, że obecnie literatura kobieca to zjawisko w pewnym sensie nowe, inaczej rozumiane – trochę przez pryzmat postrzegania świata. To książki dla ludzi, którzy szukają czegoś więcej niż szybkich, powierzchownych spotkań, rozmów, miliona nierzeczywistych znajomych. Przecież gdzieś musi ujawnić się potrzeba rzeczy stałych i prawdziwych…
Jeśli przychylić się do opinii, że nie istnieje literatura kobieca, lecz po prostu dobra lub zła, to czy można mówić o podziale tematów na bliższe kobietom lub bliższe mężczyznom? Według Katarzyny Drogiej kobiety po prostu więcej czytają, lubią tematy refleksyjne, emocjonalne, psychologiczne. – Dlatego piszą, znając siebie i kobiecą wyobraźnię, a czytelniczki od razu znajdują się w swoim świecie. Mężczyźni wolą zwykle inne tematy: wojna, kryminał, biznes, bo to niby jest bardziej męskie. Uczuciami, miłością co prawda interesują się bardzo, ale się do tego nie przyznają, w literaturze szukają innych wrażeń.
Moda na wartości?
Zdaniem Katarzyny Drogiej kobiety piszą o tym, co jest bliskie. – A bliska jest rodzina, gdzie wciąż istnieją stare, sprawdzone wartości. Nic dziwnego, że ich szukamy, miałkie prawdy nie dają poczucia bezpieczeństwa – tak w perspektywie codzienności, jak i filozoficznego myślenia o życiu. Historie rodzinne, bywa że połączone z wielką historią kraju, i uniwersalne treści dają poczucie sensu istnienia, tożsamości, a czasem przestrogi – uważa. Jej ostatnia powieść „Gospoda pod bocianim gniazdem” – inspirowana autentycznymi historiami z Podlasia – traktuje o przemijaniu, o roli rodziny, sile kobiet, dramacie zawieruchy wojennej, która nawet po latach wpływa na rodziny i kolejne pokolenia. Bez patosu, bez lukru, bez nadęcia i zbędnych, niszczących niejedno pisanie emocji.
Według Justyny Bednarek „kobiece pisanie” – o rodzinie, o korzeniach, o domu, o miłości – jest wyrazem… tęsknoty. – Ludzie chcą o tym czytać, ponieważ nasze rozpędzone życie nie sprzyja budowaniu ciepłych, stabilnych domów, mocnych rodzinnych więzi. A większość z nas tego pragnie. W zglobalizowanym świecie tęsknimy za małymi ojczyznami, gdzie wszystko jest swojskie i bardzo nasze – uważa Bednarek.
– Ileż można czytać o beztroskich bohaterkach, których najważniejszym problemem jest znalezienie chłopaka? – pyta retorycznie i nieco złośliwie Wioletta Sawicka. – Owszem, czasem taka lektura może nas zrelaksować, ale na dłużą metę jest to męczące. Uważam, że książka powinna nieść jakieś przesłanie, w jakiś sposób oddziaływać na nasze życie i pozostać w nas na dłużej. Taką książkę uważam za dobrą. I takiej lektury potrzebują współczesne kobiety.•
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli bardzo ciekawy, filmowy powrót do lat ’80. Z legendą o świętym Wojciechu w tle. JUŻ W KINACH
Biblioteki są zalane żądaniami usuwania książek: w 2022 r. chciano usunąć aż 2500 tytułów.
W sanktuarium na Świętym Krzyżu odbył się koncert pasyjny "W Nim nadzieja".
„Wiersze wszystkie” pozwalają uważnie prześledzić zawiłą poetycką drogę noblistki.