Na ponad 2,5 godziny znalazłem się w otoczeniu francuskich Alp, pośród mnichów z klasztoru La Grande Chartreuse, w miejscu przenikniętym kompletną ciszą. Filmowy obraz Philipa Gröninga ma tę moc, że od pierwszych scen chwyta za serce i przenosi widza w samo centrum wydarzeń, gdzie słońce wschodzi i zachodzi, zmieniają się pory roku, a bohaterowie niezmiennie trwają w Bożej obecności. Modlą się – razem i w osamotnieniu, pracują w ogrodzie, studiują księgi. Tytułowa cisza na początku może niepokoić. Jest gęsta, wręcz fizyczna. Tylko na chwilę przerwą ją dźwięki dzwonu, śpiew nieszporów. Później jednak koi, uzdrawia. Zatęskniłem za nią tuż po wyjściu z kina, w zgiełku ulicy. W natłoku myśli przebijały się jeszcze słowa, które reżyser parokrotnie umieścił na ekranie: „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść” (Jr 20,7).
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.