Iście chrześcijańskie poświęcenie, nawrócenie starego cynika, poruszająca modlitwa błogosławieństwa... - ale western!
Podobno czas westernu przeminął. A jednak trudno, tak do końca, uznać ten gatunek za reliktowy. Wszak westerny kręcą ostatnio bracia Coen, czy Quentin Tarantino, zaś w HBO króluje serialowy „Westworld”.
W świat Dzikiego Zachodu lubi zabierać widzów także Tommy Lee Jones. Artysta bardziej znany jako aktor, ale mający na koncie także kilka wyreżyserowanych przez siebie filmów. Jednym z nich jest nakręcona w 2014 roku „Eskorta”.
Opowiedzianą w filmie historię można streścić następująco: trudy życia codziennego w XIX-wiecznej Nebrasce zaczynają przerastać niektórych osadników. Zwłaszcza kobiety, które nie potrafią sobie poradzić z ciągłymi klęskami głodu, zarazami i osobistymi tragediami, takimi jak poronienia, czy zgony najbliższych.
Trzy z nich popadają w obłęd. Czwarta, Mary Bee Cuddy (grana przez Hillary Swank), decyduje się przewieźć je do Iowa, bo tylko tam, przy kościele metodystów, mają szansę otrzymać odpowiednią opiekę.
W pełnej przygód i niebezpieczeństw podróży towarzyszy jej stary włóczęga, George (w tej roli sam Tommy Lee Jones), któremu Mary niedawno uratowała życie. Teraz mężczyzna musi się jej odwdzięczyć, ale nie ukrywa, iż ważniejsze niż honor jest dla niego 300 dolarów, czekające na niego w banku. Otrzymać może je jednak dopiero po wykonaniu misji.
Historia jest więc stosunkowo prosta, ale sposób w jaki ją opowiedziano sprawia, iż „Eskortę” uznać można za jeden z filmów roku, a kto wie, czy i nie za najlepszy western, jaki nakręcono w XXI wieku. I nie chodzi tu tylko o stronę wizualną - znakomite zdjęcia i piękne pejzaże.
Niesamowite (i iście chrześcijańskie) jest poświęcenie głównej bohaterki, która, mimo grożących jej niebezpieczeństw, postanawia zrobić coś dla bliźnich. Chorych, słabych, odrzuconych przez rodziny… Z czasem na ekranie zobaczymy także swoiste nawrócenie (George uświadomi sobie, że pieniądze to jednak nie wszystko), a także poruszającą modlitwę błogosławieństwa, wypowiadaną przez żonę pastora.
Będzie też „taneczny” finał niczym z „Greka Zorby”, oraz strzał w kierunku widza, czyli coś, co pojawiło się już w „Napadzie na ekspres” – pierwszym, niemym westernie w dziejach kina z 1903 roku.
Jak Tommy Lee Jones wplótł to wszystko w fabułę „Eskorty”? To już trzeba zobaczyć samemu. A naprawdę warto! Choć wrażliwszych widzów należy uprzedzić przed brutalnością niektórych scen.
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów