Kolejna komedia romantyczna?
Gdy spojrzeć na ten film przez pryzmat gatunku, jaki reprezentuje, zapewne. Ale przecież ów nakręcony w 2001 roku obraz jest także czymś więcej. To swego rodzaju dokument pewnej epoki w historii popkultury. Ukoronowanie nurtu/zjawiska nazywanego Cool Britannia.
W połowie lat ’90 ubiegłego wieku brytyjska popkultura przeżywała swoje wielkie chwile. Muzyczne grupy z Wysp Brytyjskich (Blur, Pulp, Oasis, a także – a może przeze wszystkim - Spice Girls), zaczęły dominować na światowych listach przebojów. W kinach królowało „Notting Hill”, „Trainspotting” oraz „Cztery wesela i pogrzeb”. W futbolu prym wiodły Manchester United i Arsenal Londyn, zaś literackimi bestsellerami stawały się książki takich autorów, jak Nick Hornby, J.K. Rowling, czy właśnie Hellen Fielding – autorki wydanego w 1996 roku „Dziennika Bridget Jones”.
Powieść doczekała się ekranizacji dopiero w 2001 roku, a więc w momencie, w którym Cool Britannia była już historią, nie mniej jednak wyreżyserowany przez Sharon Maguire film, wpisuje się w tamtą epokę. Na swój sposób ją wieńczy – podobnie, jak nakręcony rok później „Był sobie chłopiec” (literacki pierwowzór filmu Hornby opublikował w 1998 roku).
Swą arcybrytyjskość kinowy „Dziennik Bridget Jones” zawdzięcza w dużej merze jego współscenarzyście, Richardowi Curtisowi, który wcześniej napisał wspominane już „Notting Hill” i „Cztery wesela i pogrzeb”. To właśnie on okrasił opowieść o zdesperowanej, 30-letniej singielce specyficznym brytyjskim humorem (scena awantury w restauracji: dwaj rywalizujący o względy Bridget mężczyźni biją się między sobą, ale jeśli tylko jeden z nich zahaczy któregoś z gości, czy wpadnie na stół, momentalnie podnosi się i najmocniej, ale to najmocniej przeprasza... – gag godny Petera Sellersa, czy Latającego Cyrku Monty Pythona. Iście brytyjski absurd!).
Absurdalne są także wszystkie te, niezliczone, wpadki, jakie zalicza tytułowa bohaterka, fenomenalnie zagrana przez (tu niespodzianka), amerykańską aktorkę Rene Zellweger. W Zjednoczonym Królestwie zawrzało, gdy producenci ogłosili, że to właśnie ona wcieli się w rolę ikony angielskiej popkultury. Zellweger poradziła sobie jednak znakomicie. Opanowała nawet specyficzny, brytyjski akcent, a poza tym na ekranie towarzyszą jej przecież Hugh Grant i Colin Firth, a więc aktorzy, których można uznać za kwintesencję brytyjskości.
Wszystko to sprawia, że mamy do czynienia z jednym największych, kinowych hitów przełomu wieków.
Czy film przetrwa próbę czasu? Tego tak naprawdę nie wie nikt (gdzież się podziały dawne komedie romantyczne z Doris Day?). Póki co jednak Bridget „trzyma się nieźle”, nakręcono dwie kolejne części jej przygód, cała trylogia regularnie powtarzana jest w telewizji i wznawiana na DVD, więc myślę, że „Dziennik Bridget Jones” spokojnie można umieścić na naszej portalowej liście Filmów wszech czasów.
*
Film można oglądać online. Szczegóły na upflix.pl