Katie Melua wydała właśnie nową płytę. Producentem krążka „The House” został sam William Orbit.
Słynąca głównie z nostalgicznych ballad i refleksyjnych kompozycji piosenkarka postanowiła tym razem nieco urozmaicić swój repertuar – stąd sięgnięcie po wspomnianego producenta-legendę.
Orbit, który wcześniej współpracował już m. in. z Madonną i Blur nie zawiódł. Na „The House” nie ma stylistycznej rewolucji – są za to, aplikowane z wyczuciem, aranżacyjne innowacje, które starych fanów wokalistki nie powinny zrazić, a być może pozwolą jej na zdobycie nowych słuchaczy.
William Orbit to oczywiście spec od brzmień elektronicznych i nie były sobą, gdyby podobnych dźwięków nie „przemycił” do piosenek nagranych przez Meluę. Są to jednak tylko dyskretne dodatki do typowych bluesowo-jazzowych utworów brytyjskiej Gruzinki, która tym razem postanowiła zaserwować słuchaczom nieco więcej dynamicznych kompozycji, co okazało się być strzałem w dziesiątkę.
Na poprzednim longplayu Meluy znalazł się świetny "Perfect Circle", ale był to właściwie jedyny żywszy utwór na tamtej płycie. Na „The House” znajdziemy znacznie więcej takich numerów - z "Twisted" i "God On The Drums Devil On The Bass" na czele.
Gdy dołożyć do tego singlowy „The Flood”, gdzie etniczne inspiracje mieszają się z tanecznymi rytmami, okaże się, że Katie Melua nagrała właśnie najbardziej intrygujący krążek w całej swojej dotychczasowej karierze, który - jak podała Codzienna Gazeta Muzyczna - w naszym kraju, już w dniu premiery osiągnął status złotej płyty.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.