„Wiktoriański” film wszech czasów?
Nakręcił go w 1996 roku reżyser Stephen Frears. Punktem wyjścia była tu powieść Valerie Martin z 1990 roku, choć, tak naprawdę, należałoby się cofnąć o kolejne sto lat, do roku 1886. Wtedy to bowiem Robert Lewis Stevenson opublikował swoja słynną nowelę zatytułowaną „Doktor Jekyll i pan Hyde”.
„Mary Reilly” jest wariacją na temat tego utworu. Wydarzenia opisane przez autora „Wyspy skarbów” oglądamy z perspektywy pokojówki przyjętej niedawno na służbę w wiktoriańskiej rezydencji słynnego londyńskiego lekarza, doktora Jekylla.
Młoda kobieta (Julia Roberts) ze zdumieniem przygląda się obyczajom panującym w domu. Musi się dostosować, choć nie jest jej łatwo. Wszechwładny kamerdyner zdaje się tu rządzić wszystkim i wszystkimi. Od początku próbuje pokazać jej swoje miejsce.
Dziewczynie jednak udaje się zaprzyjaźnić z panem domu. Nić sympatii? Zauroczenie? Pociąg czysto fizyczny? Trudno orzec, co tak naprawdę czuje do niej Henry Jekyll. Brytyjskie konwenanse i różnica klas robią wszakże swoje. Co innego pan Hyde. Ten od początku wie, czego chce i nie waha się po to sięgnąć…
„Mary Reilly” to ciekawy przypadek dopowiedzenia, poszerzenia znanej historii. Nie tylko o nowe postacie, czy zdarzenia, ale przede wszystkim o wątki i tematy, których w oryginale nie było. Stevenson genialnie ukazał rozdarcie, dwie strony ludzkiej natury (uczony, pełen dystansu dżentelmen i jego namiętności, instynkty, demony). Martin, Frears oraz scenarzysta Christopher Hampton dorzucają coś jeszcze: za sprawą ojca Mary ukazują na przykład, że druga natura wychodzi z ludzi także pod wpływem alkoholu. Zaś za sprawą relacji pokojówki z Jekyllem i Hydem poszerzają stevensonowe uniwersum także o świat uczuć (wszak to co hyde/hide – czyli w języku angielskim „ukryte” – bardzo często bywa także wszystko to, co piękne, romantyczne. To co czujemy do innych, ale tak trudno nam to wyrazić).
Wiktoriańska opowieść fantastyczna? Stylowy, kostiumowy horror? Ten film to zdecydowanie coś więcej. A jest tu także świetna obsada, bo poza wspomnianą już Julią Roberts, na ekranie zobaczyć możemy także Johna Malkovicha (w kapitalnej, rzecz jasna, podwójnej roli), a także Glenn Close, Michaela Gambona, Ciarána Hindsa, czy Michaela Sheena.
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów