Wziął gips, wziął farbę, wziął drzewo i z tego powstało Boże Narodzenie.
Człowiek, moi drodzy, to jest stworzenie dziwne. Człowiek to jest stworzenie, które ma oprócz ciała ducha. A ten duch w środku człowieka to jakby był taki cudowny młyn. Młyn ze zboża mąkę robi, a człowiek z tego, co widzi, z tego, co czuje, może zrobić cud: może zrobić dobro. I człowiek to jest tak jakby Boski młyn. Zbiera ze świata to, co na tym świecie rośnie, i w duszy swojej przerabia to na dobro, na piękno, na prawdę. Ino człowiek jest takim stworzeniem, że ma tę władzę, żeby w duszy swojej przerobić tę całą materię świata na coś, co jest dobre.
Przypatrzcie się: tutaj jest szopka. Trochę gipsu, trochę farby, trochę drzewa. Ale człowiek wziął gips, wziął farbę, wziął drzewo i z tego powstało Boże Narodzenie. Patrzymy na to, przypominamy sobie święte tajemnice, modlimy się. Potrafimy z tego gipsu, z tego drzewa – potrafimy sobie wziąć natchnienie do modlitwy. Weźcie tę ludzką biedę, tę ludzką pracę, weźcie te roboty Wasze na polanach, w lesie, w domu – ile to siły wymaga, ile potu, ile strapienia? Ale od czasu do czasu z tego strapienia, z tej siły, z tej mocy wyrośnie pieśń, i ta pieśń jakby do góry szła, do samego nieba. I człowiek śpiewa Bogu na chwałę, ludziom na pożytek.
Sami pamiętacie, jak się to w człowieku duch podnosi, gdy z drugiego brzyzka dojdzie do ucha piękny, szeroki, głośny śpiew:
Góry, nase góry,
te nase doliny,
Gorce, nase Gorce,
te nase dziedziny.
Od razu człowiekowi na sercu inaczej. I wtedy ten człowiek na polanie jakby był tym dziewięciornikiem. Inkszy niż wszystko inne – inkszy niż trawa, inkszy niż las, inkszy niż potok. Czemu inkszy? Bo śpiewać umie. Bo umie to, co go otacza, zamienić na śpiew, na prawdę. Umie swoje serce do nieba podnieść. Każde stworzenie stworzone jest tak, że go jakaś bieda bije. Zna swoją biedę koń, zna swą biedę owca, zna swą biedę krowa. Nie ma takiego stworzenia, żeby biedy jakiejś nie czuło. I ma swoją biedę człowiek. Ale tylko człowiek potrafi tę biedę zamienić na modlitwę. Tylko człowiek umie z tej biedy wykrzesać wieczorny, poranny i niedzielny pacierz. Tylko człowiek ma tę moc, żeby powiedzieć w ciężkich chwilach: dziej się wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi. Tylko człowiek! I dlatego człowiek jest cenniejszy niż wróbel.
Cenniejsi jesteście niż wróble… Przyjdzie krzywda na człowieka, skrzywdzi cię kto – krzywdy takie są najgorsze. Bo jak cię skrzywdzi życie, starość, wiek, to każdy wie: był czas młodości, jest czas starości. Wse – jak to się mówi po góralsku – wiyrchowoł nie bees. Przyjdzie czas, że przestaniesz chodzić wierchami, a będziesz chodził dolinami. I to boli. Ale najbardziej boli, jak ci w serce nóż wrazi drugi człowiek. Wtedy z tego powstaje rana, co się do końca życia potrafi nie zagoić. Zwierz, pies, wilk na taki ból odpowie warczeniem, gryzieniem. Ale ino człowiek może powiedzieć: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. I temu – cenniejsi jesteście niż wróble.
Człowiek naharuje się na tej ziemi okrutnie. Ale ino człowiek potrafi na tę ziemię popatrzeć inaczej. Potrafi z tych lasów, z tych potoków, z tych smreków domyślić się Boga. Domyślić się Boskiego Stwórcy. Mam przed sobą taką ładną opowieść Kazimierza Przerwy-Tetmajera pt. Gazda halny, jak to taki gazda jeden wychodził od czasu do czasu w góry, ale nie po to, żeby tam trawę kosić albo owce paść, ale po to, aby się im nadziwować. Ino człowiek to potrafi. Posłuchajcie, jak ten gazda dziwował się górom: „Patrzy się: wiérchy takie jak ze mgły, gdzieś tam od Lodowego przebiela, rózeje świat. I wyszedł taki skrawek światła, jakżebyś skrzele od białego kapelusza wystawił. Patrzy Jędrzej, ono się dźwiga to światło, taki obłoczek różany, leciuteńki, cichućki. I wyjechało takie słońce, jakoby się porosiło kasi w dolinak, jakieś mokre, wilgotne, wypłynęło tak do pół spoza turni i pyta się: Ze po coześ ty haw prziseł, Jędrek, tak rano? A on mu odpowiedział:
– Bo ja jest halny gazda.
Wziął się potem na dół ku Pięciu Stawom. Lepiej mu się szło niż do Zawratu, bo od południowej strony śniegi już wytajały, mało gdzie co zawadził, zbiegł wartko ku stawu Pod Kołem. Zamarźniony.
– Nic tu po mnie – myśli Jędrzej. – Niek se ta lód gazduje, kie je taki sparty. Telo jego. Spojrzy dalej – hej! Wielki Staw czerni się między skały.
– Stawecku! Stawecku! – woła Jędrzej. – Tuś?! A ono mu tak zaszumiało z tej wody:
– Hej, gazdo! Witajcie! Nie było was tés dawno!
– Jakoz ci sie ta drzémało pod lode? – woła Jędrzej. A staw mu gwarzy:
– Dobrze. A tak sie mi śniło, co syćko bedzie zielone”. Ino człowiek tak potrafi patrzeć, ino człowiek tak potrafi podglądnąć te lasy, te góry, żeby w nich widzieć Boską moc, Boski palec, Boską myśl. I temu – cenniejsi jesteście niż wróble.
I, moi drodzy, jedno w tym wszystkim jest dziwne. Widzicie, bieda była w tych górach okrutna, a jednak w tej biedzie ci ludzie potrafili stworzyć to, co się dziś nazywa kulturą ludzi gór. Takiej kultury nie nojdzies nika po świecie. Kultura ludzi gór. Co to jest ta kultura? To jest prawda. Prawda o górach, prawda o lasach, to jest prawda o potokach – i to jest prawda o ludziach. O ludziach. O ludziach, którzy tu przed nami Boga chwalili. To się nazywa kultura.
I dziś trzeba nam tej kultury bronić. Trzeba nam tę kulturę uszanować. Trzeba przed tą kulturą kolano zgiąć i trzeba ją pielęgnować. Ojcowski obyczaj, ojcowską pieśń, ojcowski ubiór, ojcowską prawdę. Bo jest w tym wszystkim prawda. I jakby człek tę prawdę stracił, to jakbyś człeku duszę stracił. Bo jak człek nie wie, kim jest, to tak, jakby siebie stracił. Przypatrz się czasem na pijanego, co przy drodze leży. W czym jego bieda? Siebie stracił, nie wie, kim jest. Tak samo i z nami. Trzeba nam tej prawdy strzec, tej prawdy bronić, tę prawdę szanować.
Z tego, moi kochani, ma się brać nasze poczucie godności. Godności! Nie chodzi o honor ani nie chodzi o pychę. Bo godność jest wtedy, gdy człowiek potrafi drugiemu służyć. A kto jest pyszny, ten służyć nie potrafi. A kto czuje godność, ten się nie boi drugiemu przysługi zrobić, bo wie, że na tym się godność ludzka funduje, że drugiemu przysługę zrobić trzeba. A nam trzeba dziś służyć innym nie ino rękami, nie ino kosą, nie ino tym chlebem, ale i tą prawdą. Wyście dziś zaczęli śpiewać kolędę. To mnie się aż lepiej zrobiło. Bo siedzem teroz w Krakowie jak na wygnaniu. Bo to w Krakowie ani gęby dobrze otworzyć nie potrafią, coby serdecnie do Pana Boga zaśpiewać. Tak ftosi cosi odkrzęknie, jak mu powis: „Pon z wami”. Ale bodaj ta. A tu?! Śpiewacie sercem, duszą i Bóg jest między nami. I zeście są cenniejsi niż wróble.
I temu straśnie sie ciesem, zek między Wami, ze sie mozemy razem pomodlić, kochani sąsiedzi moi. Bo to nasza wspólna sprawa, żebyśmy tę prawdę, rzeźbioną rękami naszych praojców, światu dzisiejszemu pokazać mogli. Jezdzem po świecie duzo. Niedziela dziś, hej! Tydzień temu w niedzielę odprawiołek we Wiedniu, za tydzień w niedzielę beem odprawioł w Sztokholmie, dwa miesiące temu odprawiałem w Chicago. Jezusie, Maryjo! Po głowie się czasem kręci, nie bardzo wiem, gdzie, z kim i jakim językiem już gadam! Ale Wom powiem, ze jak zawiezem ludziom, Polakom, po świecie taśmę (tu dziś też nagrywam) z nagraniem tego śpiewu tu, to Wom godom – tak jakbym zmartwychwstanie oglądał. Zmartwychwstanie ducha. Bo Polacy są wszędzie – ale Polska jest tu!
Ochotnica walczy… Dziś nie trzeba walczyć karabinem, bronią, dziś się walczy prawdą. A prawdę macie w sercach po ojcach, macie ją w swojej duszy. I tego się nie wstydźcie! Cenniejsi jesteście niż wróble. Nie bójcie się być sobą, nie bójcie się służyć. Jako sąsiad sąsiadowi w tej służbie, Ostomilsi moi: Scęść Wom Boze! Amen.
*
Powyższy tekst jest fragmentem kazania wygłoszonego przez ks. Józefa Tischnera w kościele w Ochotnicy Górnej 19 stycznia 1986 r. Tytuł i podtytuł pochodzą od redakcji.
Jego pełny tekst znaleźć można w książce "Mądrość człowieka gór" wydanej niedawno nakładem ZNAK-u.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...