Zrobienie szlojdra czy bala szmacioka wymagało o wiele więcej umiejętności i wytrwałości w działaniu niż wymarudzenie u babci czy mamy, żeby kupić plastikowy pistolecik albo lalkę anorektyczkę.
Zabawki, zwane po śląsku graczkami lub bawidełkami, towarzyszyły ludziom, a właściwie dzieciom, od zawsze. Wykopaliska archeologiczne potwierdzają tę prawidłowość w stosunku do najstarszych znanych nam kultur, Mezopotamii, Chin, Egiptu. Natomiast w starożytnej Grecji czy Rzymie produkcja zabawek była już ugruntowanym segmentem wytwórczości rzemieślniczej.
Informacji o zabawkach nie brakuje też z czasów biblijnych, czy może bardziej z literatury pierwszych chrześcijan. Między innymi z II wieku po Chrystusie zachowało się dzieło literackie z gatunku ewangelii apokryficznych, zwane „Dzieciństwem Pana” albo „Ewangelią dzieciństwa”. W księdze tej, przypisywanej św. Tomaszowi Apostołowi, czytamy, że mały Jezus w Nazarecie bawił się, lepiąc małe gliniane ptaszki.
Badacze i zbieracze zabawek, co jest dzisiaj bardzo modnym i kosztownym hobby, przekonują, że każda kultura charakteryzuje się swoimi zabawami i zabawkami. A z pewnością w kulturze śląskiej godna wspomnienia jest klipa. - Do grania w nią potrzebny jest zwykły metrowy kij oraz drugi, krótszy, około 15-centymetrowy kijek, zaostrzony na końcach. Ten krótszy, podobnie jak cała gra, też nazywał się klipą. Głównym elementem gry w klipa było możliwie najdalsze wybicie kijem klipy, za co przyznawano odpowiednią ilość punktów. Zwycięzca zostawał asem a ostatni - klipą. Popularne też było kulanie felgi.
- Do tej gry była potrzebna felga z rowerowego koła albo zwykła metalowa obręcz. Zabawa polegała na umiejętności przekulania, czyli przetoczenia tej felgi w możliwie krótkim czasie. Felga była wprawiana w ruch zwykłym kijem albo odpowiednio wygiętym drutem. Były jeszcze na Śląsku popularne takie graczki jak: skokanie w guma albo grziba, szycie szmacianych lalek, zwanych bachroczkami, szycie szmacianych i skórzanych piłek, zwanych szmaciokami i skórzokami, wyplatanie koszyczków i pierścionków z trawy, robienie myszy albo żaby z płóciennych chusteczek do nosa albo robienie pupynsztuby, czyli domku dla lalek, ze starych kartonowych pudełek po margarynie.
Niestety jednak, świat zabawek bardzo się globalizuje. Znaczy to, że z poszczególnych regionów Europy czy świata giną dawne i regionalnej kultury charakterystyczne zabawki, bo są wypierane przez tanie zabawki wymyślane i produkowane w Ameryce i Chinach. Często graczki te są tandetne i głupie, a czasami wprost makabryczne. Są też nierzadko zrobione z zimnych plastików i blach. Ale ich najgorszą wadą jest to, że nie uczą dzieci myślenia i realizowania wymyślonych przez siebie pomysłów.
Przecież zrobienie szlojdra cz bala szmacioka wymagało o wiele więcej umiejętności i wytrwałości w działaniu niż wymarudzenie u babci czy mamy, żeby kupić plastikowy pistolecik albo lalkę anorektyczkę. Również komputerowa gra nigdy nie rozwinie tak charakteru młodego człowieka jak przebleczynie sie za Indianerów i skokanie po rantach abo beszongach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.