Z Krystyną Jandą o braku recept na życie, odpowiedzialności i „pestce” rozmawia Barbara Gruszka-Zych.
Po co robi się teatr?
– (Śmiech). Żeby widzowie przeżyli to „coś”. Na scenie pojawia się żywy aktor, jeden wieczór jest niepodobny do drugiego. Mamy widzów, którzy przychodzą nie tylko na premiery, ale i na kolejne przedstawienia wiele razy. Robię teatr w swoim guście. Wybieram to, co wydaje mi się ważne, co „wisi w powietrzu”.
Czy aktor gra siebie? W „Tataraku” powiedziała Pani, że chodzicie po cienkim lodzie.
– W jakimś sensie gra siebie, albo swoje doświadczenia. Używa swojej wrażliwości, rozumienia świata, uczuć i ludzi. Ale kiedy grałam Agnieszkę, albo chorą na autyzm 10-latkę, czy niewidomą Stańczakową, nie grałam siebie, tylko swoje zrozumienie ich problemu czy wyobrażenie o nich.
Trudno znaleźć aktorkę, która wcielała się w tak różne postaci, doświadczała tylu historii.
– Tak, miałam szczęście. Ale też wiele z tych ról zaproponowałam sobie sama (śmiech). Aktorstwo dziś to sprawa wyobraźni i wrażliwości aktora. Umiejętności, prawda, prezencja, głos, to sprawy oczywiste – techniczne. Dziś zniknęły kody na granie miłości czy nienawiści. Kiedy Smosarska grała, że kocha, robiła to jednoznacznie, a dzisiaj często się gra, że się nienawidzi, żeby powiedzieć, że się kocha. W międzyczasie pojawił się Freud, psychoanaliza. Zmienił się świat i przez to też aktorstwo.
Kiedyś chciała Pani wyjechać do ukochanej Toskanii, przestać grać.
– Tak, po nieporozumieniach warszawskich (śmiech). I tak bym tam pewnie grała w teatrze w Sienie albo we Florencji. Gram bez problemu po włosku. Nie wytrzymałabym bezczynności. Można by też było coś wyreżyserować. Obliczam swoją bezczynność zawodową i zdobywanie nowego terytorium na góra dwa lata.
Cały czas jest Pani aktywna?
– Pewnie tak musi być. Jeden „odpuszcza”, bo nie może inaczej, a drugi „walczy”, bo nie może inaczej. Widziałam ludzi w depresji, którzy nie potrafią wstać z łóżka, umyć zębów. A inni, tak jak ja, kiedy mają problemy, to wstają z łóżka i mobilizują się. Taka się urodziłam. A na końcu wychodzi różnie.
Co jest dla Pani najważniejsze?
– Nie wiem…Co jest najważniejsze? To pytanie z rodzaju: „Co to jest szczęście?”. Odpowiedź na nie jest tak skomplikowana, że udzielają jej tylko nieodpowiedzialni. Nawet dla prasy.
Pytam, bo nie wiem…
– Zrobiłam o tym film – „Pestka”. A „pestka” to wszystko, co ma dla nas znaczenie, co czujemy w środku, a nie umiemy tego nazwać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...