Z Krystyną Jandą o braku recept na życie, odpowiedzialności i „pestce” rozmawia Barbara Gruszka-Zych.
Barbara Gruszka-Zych: W „Tataraku” poznajemy Pani zmarłego męża.
Krystyna Janda: – Nie bardzo chciałabym, aby to był temat naszej rozmowy. Mówię o tym gorzej, niż gram, a ten film dużo mnie kosztował. Nikt nie potrafiłby opowiedzieć tej historii tak jak Andrzej Wajda, a być obok Iwaszkiewicza to wielki honor. Mój mąż był artystą i zostało po nim bardzo dużo, ale nie udzielił wielu wywiadów. Był też wspaniałym człowiekiem i to chciałam ocalić – za wszelką cenę opowiedzieć o nim inaczej. Dodać jeszcze jeden mały kamyczek…
Kiedy odchodził mój ojciec, myślałam, że nic nie napiszę. Potem stwierdziłam, że trzeba zachować Jego słowa.
– Często z takich momentów ekstremalnych rodzi się twórczość.
Miłość to też moment ekstremalny.
– I wieczny temat twórczości. Śmierć na szczęście rzadziej, choć to temat największy. Śmierć najbliższych… Pamiętam, jakie wrażenie zrobiła na mnie „Matka odchodzi” Różewicza.
Co pomaga przetrwać w takiej chwili?
– Każdemu co innego. To jest jak z zakochaniem, rodzeniem dziecka, wychowywaniem, małżeństwem. Tu nie ma gotowych recept – podręczników, nauczycieli, no, może są leki uspokajające (śmiech). Porady w stylu „jak ocalić związek”, czy „jak dojść do siebie po tragedii” to dziecinada. Nie mówię o profesjonalnej pomocy psychologa.
Można szukać pomocy w sztuce.
– Jestem pewna, że wszystko, co przeczytałam, zagrałam, każdy obraz, który obejrzałam, utwór, którego wysłuchałam, pomogły mi w życiu.
Nawet oglądanie kiczowatego obrazu?
– Tak, bo to wszystko było poznaniem, zetknięciem z czyjąś myślą, osobowością. Po każdym takim spotkaniu jesteśmy wzbogaceni, wiemy więcej. A wtedy każdą sprawę można zobaczyć z wielu stron.
W „Tataraku” wspomina Pani o fotografiach męża, które po nim zostały…
– …zostały tylko dla mnie, dzieci, rodziny. Nikt inny ich nie oglądał.
Zależy Pani na intymności. Dziś to rzadkość.
– Rzadkość? To nie do końca prawda. Celebryci budują swoją karierę na sprzedawaniu intymności, ale to chwilowa kreacja. Często są to fakty naprawdę żenujące. Chyba mówimy o czymś innym.
Za to w sztuce obnaża się prywatność.
– Podnosi się ją do rangi sztuki. W sztuce liczy się forma. Wajda wiele opowiedział o sobie w filmach, które zrobił, ale niech pani spróbuje znaleźć, gdzie jest on sam. Wszystko jest nim, ale jego samego nie można dotknąć. Na przykład realizując „Katyń”, zdradził nam tylko tyle, że zginął tam jego ojciec.
Tak jak nie ocenia Pani sztuki, nie wyróżnia Pani żadnej ze swoich ról?
– Żadna z ról nie jest mi bardziej bliska. Nie można powiedzieć, że bardziej się kocha któreś z dzieci, choć często są „nieudane”. Staram się grać jak najlepiej, a to widzowie wybierają, co ich dotyka. Pół mojego życia artystycznego przebiegło w czasach, w których wybory ról były często sprawą pozaartystyczną. Odmówiłam wielu ról, bo nie mogłabym się pod filmem podpisać. Kino moralnego niepokoju, społeczne, polityczne to nie była tylko twórczość artystyczna. Dziś jest inaczej, aktorzy nie stają przed takimi wyborami. No, może ostatnio, w sprawach politycznych – na przykład rozdziału Kościoła od państwa, ale to nie ma nic wspólnego ze sztuką.
Na czym dzisiaj zależy młodym?
– Na tym samym co i nam wtedy, żeby zrobić najważniejszy film. Natomiast dla nas zagranie w filmie na przykład pana Filipskiego czy Poręby jednoznacznie ustawiało po jakiejś stronie. Wtedy podejmowaliśmy wybory pozaartystyczne każdego dnia, dziś nie są one tak dramatyczne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.