Dokumentalny film Mariusza Malinowskiego „Dzieci Wehrmachtu” to znakomita lekcja historii o słabo znanym wycinku historii II wojny światowej. We wrześniu trafi on do kin.
Afera z dziadkiem Donalda Tuska, który służył w Wehrmachcie, miała pognębić politycznego przeciwnika. Dowiodła przede wszystkim, że wiedza historyczna dotycząca skomplikowanych dziejów niektórych regionów Polski, jak np. Kaszub, Pomorza czy Śląska, jest znikoma. Wydaje się, że 65 lat po zakończeniu II wojny światowej powinny ją posiadać przynajmniej elity polityczne, skoro te fakty nie potrafiły się przebić do powszechnej świadomości. Są pewne tematy, które dzięki intensywnym akcjom edukacyjnym do takiej świadomości już się dostały, a chyba nawet wbrew intencjom uległy komercjalizacji, przy okazji zmieniając klęskę w sukces.
Helmut, Edeltrauda, Ydla
Film Mariusza Malinowskiego „Dzieci Wehrmachtu” jest próbą wypełnienia jednej z takich białych plam, chociaż reżyser zastrzega, że chciał nakręcić przede wszystkim film o miłości syna do ojca. Synem jest Alojzy Lysko, pisarz i społecznik, badacz dziejów Śląska, działacz polityczny i były parlamentarzysta. Jego ojciec, który w filmie jest swego rodzaju przewodnikiem po dziejach Ślązaków, służył w Wehrmachcie. Zginął w czasie wojny na Ukrainie. Alojzy Lysko był wtedy dzieckiem. – Po wojnie w szkole wyróżnialiśmy się imionami: Helmut, Edeltrauda czy Ydla – mówi Lysko. Nie dawał on matce spokoju ciągłymi pytaniami o los ojca. Matka wreszcie przyniosła zdjęcie taty w niemieckim mundurze. – Trzymała je w słoiku, który przechowywała w gnoju – wspomina bohater w filmie. – Przyniosła też dokumenty dotyczące prawa własności gospodarstwa. Były one schowane za krokwią – dodaje. Panowała zmowa milczenia, o tych sprawach się nie mówiło, bo to było niebezpieczne. Wspominało się tylko czasem w domu. Dlaczego? Bojszowy, gdzie urodził się Lysko i gdzie do dzisiaj mieszkają występujący w filmie świadkowie tych wydarzeń albo ich dzieci, leżą trzy kilometry od Oświęcimia. Po wkroczeniu Rosjan znaleźli się w nim żołnierze Wehrmachtu. Od kwietnia do września 1945 roku było ich tam około 30 tys., większość to Ślązacy. Jeńcy byli później zsyłani do kopalń, w których pracowali przed wojną.
Żaden nie umioł meldować
W Wehrmachcie służyło 400 bojszowiaków, a według oficjalnych danych, do niemieckiego wojska wcielono przymusowo około 300 tys. Ślązaków. Nie było się volksdeutschem z wyboru, jak w Generalnym Gubernatorstwie, tylko było się volksdeutschem z decyzji niemieckiego urzędnika – wyjaśnia profesor Ryszard Kaczmarek z Uniwersytetu Śląskiego. – Każdy był zobowiązany do wypełnienia specjalnej ankiety i na tym jego rola się kończyła. Na volkslistę wpisano w latach 1944–45 prawie 90 proc. ludności. Spośród tych ludzi każdy mężczyzna w wieku poborowym mógł zostać powołany do Wehrmachtu – dodaje.
A co groziło za niezgłoszenie się do wojska i dezercję? Niemcy rozprawiali się z całą rodziną zbiega. Opowiada o tym w filmie Marta Kocurek, której wuj zdezerterował z wojska, a dziadek i drugi wujek zginęli w obozie koncentracyjnym. Powołani do niemieckiego wojska walczyli zarówno na froncie wschodnim, jak i na Zachodzie. – Żaden nie umioł meldować, bo nie znaliśmy niemieckiego – wspomina początki swojej służby w armii niemieckiej Franciszek Czarnynoga. Po dezercji w 1944 r. trafił do Brygady Pancernej gen. Maczka. Niektórym udało się przedostać przez linię frontu do polskiego wojska, ale musieli też walczyć przeciw sobie. Tak było np. podczas bitwy o Monte Cassino. – W moim oddziale byli ludzie z Zaolzia, Kaszub, Pomorza i ze Śląska. Każdy tylko myślał, jak się stąd wydostać – opowiada abp Szczepan Wesoły, którego oddział stacjonował we Francji. Rodowity Górnoślązak z rodziny o tradycjach powstańczych został powołany do Wehrmachtu w styczniu 1944 r. Wysłano go na front zachodni, do Cannes. Przeszedł na stronę aliancką i uczestniczył w walkach z Niemcami. Film Mariusza Malinowskiego oparty został prawie wyłącznie na bezpośrednich relacjach ludzi, którzy stali się ofiarami dziejowej katastrofy, oraz na wspomnieniach ich dzieci. Milczeli przez lata, traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Do dzisiaj niewiele zrobiono, by świadomość tragizmu sytuacji, w jakiej znaleźli się nie z własnej winy, stała się powszechnie znana. W sytuacji gdzie nie było dobrego wyboru.
Dzieci Wehrmachtu, reż. Mariusz Malinowski, Polska 2010
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...