Czyli ile można poświęcić dla góry.
Film Baltasara Kormákura pokazuje nie tylko jedną z największych górskich tragedii. To przede wszystkim obraz rozdartych serc tych, którzy góry pokochali.
"Everest" to opowiedziana z niezwykłym rozmachem historia dramatycznej próby zdobycia najwyższej góry świata, 10 maja 1996 r. Na skutek potężnej burzy śnieżnej i wcześniejszych ludzkich błędów doszło tam wtedy do niewyobrażalnej tragedii, w której śmierć poniosło kilkanaście osób.
Kormákur stworzył naprawdę świetny film, w którym na szczególne wyróżnienie zasługują niesamowita praca kamery, świetna muzyka i bardzo dobra gra aktorska. Co ważne, reżyser zamiast zatrudnić lśniące gwiazdki Hollywoodu zaprosił do współpracy aktorów, którzy naturalnie pasują do obrazu zróżnicowanej grupy uczestników wyprawy wysokogórskiej. I za to należą się Kormákurowi brawa.
Jak już wspomniałem, historia opowiedziana w "Evereście" wydarzyła się naprawdę i wstrząsnęła nie tylko światem alpinistycznym. Po każdej tragedii stawiane są tradycyjne pytania o sens wspinaczki, ale także pytania o etyczne podstawy wypraw komercyjnych. Czy warto się wspinać i ryzykować życie dla chwili spędzonej na szczycie? Czy profesjonalni himalaiści powinni zabierać za pieniądze tych mniej doświadczonych na najwyższe szczyty Himalajów i nie tylko? Co kieruje ludzi w stronę takiego ryzyka? Co sprawia, że wybierają drogę cierpienia i poświęcają mnóstwo czasu i pieniędzy na ekspedycję, z której mają spore szanse nigdy nie wrócić? Silniejsze niż u innych pragnienie doświadczenia piękna czy wolności? Potrzeba przezwyciężenia swoich ograniczeń? A może płytki egoizm i żądza sławy?
Ilu ludzi, tyle odpowiedzi. Znajdzie się wielu, którymi powodują szlachetne motywacje, ale będą i tacy, którzy ruszają z czystej próżności. Rzecz w tym, że nawet u podstaw tej próżności leży jakieś doświadczenie, które sprawia, że swoich pięciu minut chwały nie szukają na bezpiecznym planie filmowym czy w polityce, ale wybierają drogę szczególnego niebezpieczeństwa, wyrzeczeń, bólu i łez. Kormákur stara się znaleźć odpowiedź na pytanie o to doświadczenie. W filmie jest scena, w której członkowie wyprawy siedzą w mesie w bazie i jeden z nich - dziennikarz, Jon Krakauer - zadaje każdemu z nich proste pytanie: dlaczego? Odpowiedzi są bardzo różne. Jednak te słowne nie mówią wszystkiego. Odpowiedzią bohaterów jest cały film. Każda scena walki. Nie tylko walki z górą, ale też racjonalnymi argumentami przeciwko ryzykownej wspinaczce - na większość z nich w domach czekają rodziny, lider ekspedycji Rob Hall czeka na narodziny córki.
Co jest tym magnesem, który przyciąga w góry tych, którzy raz na dobre ich zasmakowali? Tego nie zrozumie w pełni nikt, kto ich nie spróbował. I chociaż jest taka granica ryzyka, której obiektywnie człowiek nie powinien przekraczać (Artur Hajzer mówił, że żadna góra nie jest warta nawet paznokcia), proste oskarżanie wspinaczy o egoizm jest niesprawiedliwe i wypływa chyba ze wzajemnego niezrozumienia. Potrzeba nasycenia pięknem, które spotyka się w górach, czy pragnienie przekraczania naturalnych ograniczeń są przecież w jakimś stopniu odbiciem prawdy, że nie należymy do tego świata i jesteśmy powołani do czegoś większego, przekraczającego nasze TU i TERAZ. Niestety, czasem alpinista przekracza je tak mocno, że wrócić już nie może.
*
Film można oglądać w internecie. Szczegóły na upflix.pl
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...