O wielu dobrych nowościach w życiu starego spryciarza z Tadeuszem Chudeckim rozmawia Agata Puścikowska.
Wielu ma Pan przyjaciół?
– Bardzo wielu. W Polsce, we Włoszech. Jestem starym spryciarzem i wiem, że jeśli jest się przyjaznym, lubi się ludzi, to w życiu jest po prostu lepiej. Moi przyjaciele byli ze mną w czasach dobrych i w czasach trudnych. Wspierali mnie, pomagali.
Mówi Pan o czasie, gdy umierała Pana żona?
– Tak. Nie wiem, jak przeżyłbym tamten czas, gdybym był sam. Pomogli mi ludzie, którzy sami w życiu czegoś doświadczyli, coś przeżyli, wiedzą, co w życiu ważne. Byli ze mną i moim synem, i jestem im za to wdzięczny. Pomogła mi też bardzo wiara w Boga.
I nie kłócił się Pan z Nim? Zabrał Panu ukochaną żonę.
– Wiedziałem, że u Niego Luisie będzie dobrze. To mnie autentycznie pocieszało, dawało jakiś spokój. Poza tym towarzysząc jej w chorobie – bardzo długiej i ciężkiej – obserwowałem, jak cierpiący człowiek jest blisko Boga. To wielka tajemnica: obserwowałem moją żonę z wielką miłością i szacunkiem, ale nie miałem do tej tajemnicy wstępu. Kłótnie i pretensje do Pana Boga o to doświadczenie Luisy byłyby zupełnie nie na miejscu. Oczywiście gdy Luisa umarła, to było 3 lata temu, cierpiałem niewyobrażalnie. To był czas straszny. Do tej pory czuję smutek, żal. Musiałem nauczyć się żyć na nowo bez Luisy. Ale wiem, że ona teraz jest szczęśliwa. To powód, żebym i ja był szczęśliwy.
Wie Pan, że żona jest szczęśliwa?
– Wiem. Gdy po jej śmierci zastanawiałem się, co się z nią dzieje, przyśnił mi się taki sen: klęczałem w kościele razem z synem, i nagle podeszła do mnie właśnie Luisa. Zapytałem ją po włosku: „Ty jesteś, czy ciebie nie ma”. A ona z pewną pobłażliwością w głosie powiedziała mi: „No oczywiście, że jestem”. Była jasna, piękna. Wiedziałem już, czułem, że jest jej dobrze. Zresztą potem wielokrotnie mi się śniła – zawsze pięknie, pozytywnie. A do tego wierzę, że się mną opiekuje. Od jej śmierci dostaję wiele propozycji pracy, dużo dobrego spotkało mnie w życiu. Nie wiem, jak to nazwać, ale ona jest nadal przy mnie, czuję, że jest niemal bliższa, niż kiedy byliśmy razem.
Można to chyba nazwać „świętych obcowanie”...
– Pewnie tak. Tylko gdy teoria teologiczna zamienia się w praktykę życia, aż czasem trudno uwierzyć. I nazwać rzeczy po imieniu. To kolejna nowość w moim życiu: najpierw trudna, ale potem bardzo budująca.
Skoro nie boi się Pan nowości, a nawet je ceni, czego życzy Pan sobie w nowym roku?
– Niczego nowego i wyjątkowego! Życzę sobie i innym uczciwości, szacunku, obecności przyjaciół, możliwości realizowania swoich pasji. No i jeszcze umiejętności odróżnienia spraw ważnych od blichtru. Bo ostatecznie, jeśli nowy świat zwariował, my pozostańmy normalni.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...