Ile razy dziennie, pracownicy wielkich firm przewoźniczych, spotykają się z taką sytuacją?
To właśnie im, kurierom, Ken Loach poświęcił swój nakręcony w 2019 r. film. Loach - arcymistrz brytyjskiego kina społecznego (jeden twórców tego gatunku!), w którego filmografii widnieje m.in. klasyczny już dziś „Kes” z 1969 roku, czy nagrodzony Złotą Palmą w Cannes „Ja, Daniel Blake”. Każdy z nich poruszający, każdy łapiący za serce, bo i w każdym z tych filmów reżyser upomina się, interweniuje: w imieniu kogoś słabszego, wykluczonego, traktowanego nie fair.
Nie inaczej jest z „Nie ma nas w domu” – opowieści o tych, którzy nie są zatrudnieni, a zaproszeni do drużyny. Nie pracujący u nas, tylko z nami. Nie są kierowcami, a świadczą usługi. Nie maja umowy o pracę, tylko normy wykonania. Nie otrzymują pensji, tylko honoraria. Itd. Itp. Można by jeszcze długo wyliczać tricki „nowych pracodawców”, dzięki którym obchodzą prawo pracy i wyzyskują zdesperowanego pracownika. Tzn. zaproszonego do drużyny…
I właśnie taki, mniej więcej, tekst słyszy zaraz na początku filmu jego główny bohater, Ricky, grany przez Krisa Hitchena. Mężczyzna ma „nóż na gardle”, szybko musi znaleźć nową pracę, gdyż waz z żoną, będącą opiekunką osób starszych, ledwo wiążą koniec z końcem, a mają przecież dwójkę dorastających i sprawiających coraz większe problemy dzieci.
Mężczyzna godzi na powyższe, kompletnie niekorzystne warunki, po czym otrzymuje specjalne „pudełeczko”. Ni to skaner, ni terminal, ale to dzięki niemu odbiera paczki z magazynu, „oddaje nim” przesyłki klientom, zbiera ich podpisy i potwierdzenia, otrzymuje informacje o czasie, trasie i adresie dostawy.
– To pudełeczko teraz rządzi. Kto sprawniej i szybciej nim operuje, ten przetrwa. Okaże się najsilniejszy – tłumaczy szef zmiany. Następnie zaś jeden z kierowców (świadczących usługi) wręcza mu pustą plastikową butelkę. Niezbędną w tej pracy do... załatwiani potrzeb fizjologicznych. Inaczej nie da się wyrobić wszystkich norm i odhaczyć wciąż przybywających dostaw.
Film to brutalny. Trudny. A przecież kręcony przed pandemią. W czasie lockdownu sytuacja kurierów pogorszyła się jeszcze bardziej. „Kurierzy nie przeszli na pracę zdalną”. „Bez kurierów świat by się zatrzymał”. „’Ludzie powariowali’. Polak uwięziony w domu zamawia ubrania, telefony, gry. I buty”. To tylko niektóre z tytułów reportaży, jakie ukazywały się wtedy na łamach różnych tytułów prasowych.
Warto więc „Nie ma nas w domu” zobaczyć. Chociażby po to, by uświadomić sobie, jak wygląda codzienna, ciężka harówka tego anonimowego, ubranego w firmową koszulką i czapeczkę człowieka, który zziajany wbiega do nas po schodach, wręcza nam paczkę i pędzi dalej.
I może warto coś w końcu zmienić w naszych konsumenckich przyzwyczajeniach?
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Kto wie, czy nie jest to jedna z najlepszych ekranizacji prozy Jane Austen w dziejach.
Nadal utrzymuje silną pozycję. Natomiast w innych krajach sprawa wygląda już inaczej.