Poeta, prozaik, dramaturg, dziennikarz, krytyk i kierownik literacki zespołów filmowych, tłumacz, dyplomata, autor widowisk teatralnych, estradowych i telewizyjnych zmarł w wieku 89 lat.
Urodzony 1 marca 1935 r. w Warszawie artysta wydał w sumie około czterdziestu tomików wierszy. Ma też na swoim koncie wiele sztuk scenicznych, oratoriów, musicali, jak choćby legendarne już dzisiaj „Na szkle malowane” czy „Kolęda-Nocka” ze słynnym „Psalmem stojących w kolejce”. Jego piosenki wykonywali m.in.: Dwa Plus Jeden, Myslovitz, Skaldowie, Stan Borys, Halina Frąckowiak, Marek Grechuta, Jerzy Grunwald, Halina Kunicka, Czesław Niemen, Daniel Olbrychski, Jerzy Połomski, Krystyna Prońko, Łucja Prus, Danuta Rinn, Maryla Rodowicz, Andrzej Rybiński, Urszula Sipińska. Przez wiele lat Ernest Bryll był krytykiem filmowym, pracował jako kierownik literacki teatru TV oraz jako szef lub kierownik literacki kilku zespołów filmowych. W latach 1974-1978 był dyrektorem Instytutu Kultury Polskiej w Londynie, a w latach 1991-1995 był ambasadorem Rzeczypospolitej w Republice Irlandii.
Człowiek niezwykle serdeczny, życzliwy, przy spotkaniach od razu skracający dystans – także wobec znacznie młodszych twórców, o czym świadczy chociażby relacja Marcina Stycznia, śpiewającego wiersze Brylla: „Kiedy pojawiłem się w domu Państwa Bryllów, Ernest natychmiast kazał do siebie mówić po imieniu. Było to dla mnie zaskoczenie: legenda literatury, starszy ode mnie o czterdzieści trzy lata i mam mu mówić na ty?! On jakby to wyczuł i powiedział: – Skoro mamy razem płynąć na tych galerach, to nie możemy być na pan” – opowiada piosenkarz. Taki właśnie był Ernest Bryll - pisał Dariusz Michalski w biografii pisarza.
Więcej: „Ten Bryll ma styl”. Biografia Ernesta Brylla to opowieść o serdecznym człowieku renesansu
Był też osobą głęboko wierzącą. - Nasza wiara jest przecież bardzo socjalna, ściśle związana z byciem razem, dotykiem. Przekazujemy sobie życie, przekazujemy zmartwychwstanie – jak prąd. Tłumność procesji to nie tylko obyczaj, ale szukanie spotkania z Bogiem, bo zmartwychwstanie zaczynamy rozumieć dopiero przez innych ludzi - mówił w wywiadzie Szymonowi Babuchowskiemu trzy lata temu.
- Nagle czuję, że jesteśmy obok siebie w tym całym trudnym ucieraniu się ze sobą i ze światem w jakiejś sprawie. Jak na pielgrzymce. To nasze pielgrzymowanie jest czasami takie deszczowe, śmierdzące, nieprzyjemne dla nas. Popychamy się. Ale dopiero wtedy zaczyna się to, co jest jednością. I ten motyw u mnie od pewnego czasu wraca. Piszę w moich wierszach o Przeprośnych Górkach wokół Częstochowy. One są po to, żeby ludzie mogli oczyścić się, ubrać, wyspowiadać, przeprosić się, uczyć bycia razem, nawet jeśli wszystko już się sypało w tej pielgrzymce, w tym kurzu, trudzie. Żeby pójść do tego obrazu Matki Boskiej - mówił w innym wywiadzie dla "Gościa" w 2016 roku.
Więcej w rozmowie z Szymonem Babuchowskim: Wieczność w pieluchach
W 2009 roku w szczerej rozmowie opowiadał o swoim dzieciństwie. - Wiesz, ja nie chciałem w ogóle zostać pisarzem. Pierwszy wiersz napisałem, jak miałem 17 lat i pracowałem w elektrowni. Nie wiadomo dlaczego. W moim domu literatura, humanistyka, były widziane jako pewne wariactwo. Ale ja żyłem w języku. Moja babka pochodziła z granicy Powiśla i Warmii. Po niemiecku mówiła biegle literackim językiem, a po polsku tylko gwarą. No i śpiewała mnóstwo piosenek. Godzinki, Gorzkie Żale, ballady ludowe: „Z tamtej strony jeziora stoi lipka zielona” – i ja miałem to wszystko w głowie. Zaraz obok był język Mazowsza, Kurpiów, Łomżyńskiego… Wszyscy mówili po polsku, ale różnymi typami języka.
Szerzej w rozmowie: Odciski Pana Boga
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...