To nie Warmia, to Prusy

Pół roku biesiady, wojaczka co drugi dzień, odpoczynek przy muzyce, a do tego darmowe skarby, o ile będziesz szybszy od innych.

Towarzystwo Naukowe Pruthenia z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie razem z Muzeum Bu­downictwa Ludowego w Olsztynku zorganizowały III Festiwal Bałtyjski. Ta zyskująca coraz większy rozgłos impreza ma służyć przybliżeniu dziejów Prusów oraz ludów bałtyjskich, które często są zupełnie pomijane przy nauczaniu historii.

Przedstawiciele Pruthenii nie przepadają za nazwą „Warmia i Mazury”. – Misją towarzystwa jest uczynienie żywą opowieści o Prusach – dawnych mieszkańcach ziemi pruskiej, której część połu­dniowo-zachodnia należy dzisiaj do państwa polskiego, czyli stanowi Prusy polskie – mówią.

Z pamiętnika Wulfstana

– Chcemy przywrócić historię Prusów, mieszkańców tych ziem. Każda bowiem ziemia powinna emanować tradycją przodków, a tymczasem historia Prusów czę­sto ogranicza się w opisach dziejów Warmii i Mazur tylko do jednego zdania. Bywa też tak, że w ogóle się o tym nie mówi – tłumaczy dr Jan Gancewski z Pruthenii. Inspiracją dla tegorocznego festiwalu była opowieść żyjącego w średniowieczu anglosaskiego kupca i podróżnika Wulfstana. W jego wspomnieniach z zagranicznych wojaży sporo uwag dotyczy ludu bałtyjskiego. Można w nich przeczytać nie tylko o zwycza­jach i codziennych zajęciach miesz­kańcach tych ziem – wiele miejsca Wulfstan poświęca również obrząd­kowi pogrzebowemu, który, według niego, był może cokolwiek dziwny, niezrozumiały, ale jednocześnie fa­scynujący.

To nie Warmia, to Prusy   Łukasz Czechyra/GN Dla miłujących pokój przygotowano również pokazy dawnych instrumentów muzycznych, jak np. ira szwedzka (po prawej) Widzowie zebrani w skan­senie w Olsztynku mogli na własne oczy ujrzeć pogrzeb wodza Prusów. Nie było może opisywanej przez Wulfstana kilkumiesięcznej uczty w domu zmarłego, a tylko jej namiast­ka, ale nie zabrakło wyścigu po dobra zmarłego oraz całopalenia. Pogrzeb jednak musiał być logicznym następ­stwem śmierci, a gdzie ta najczęściej spotykała wojownika? W bitwie oczywiście.

Grunwald niech się schowa

Napad na osadę Amalang przy­ciągnął najwięcej widzów. W walce trup słał się gęsto, niewiasty piszcza­ły, a wojownicy dzielnie bronili swo­ich domostw przed napadem hord dzikich ludów.

– Niesamowite wi­dowisko. Mimo że nie jest to żadna wielka bitwa, w której biorą udział setki rycerzy, to jednak podoba mi się tu bardziej niż w Grunwal­dzie – mówi pani Maria Ożarowska z Ostródy. Jej mąż Mariusz podziela tę opinię. – Grunwald również jest wspaniałym spektaklem, ale wielka bitwa przyciąga masę ludzi. Tu jest bardziej kameralnie, atmosfera jest dużo luźniejsza, a walczących wojowników ma się właściwie na wyciagnięcie ręki – opowiada.

Walki jednak to nie całe życie dawnych ludów. Zwiedzający osadę Amalang mogli obejrzeć, jak wy­glądało codzienne, spokojne życie Prusów – przygotowanie posiłków, wytwarzanie narzędzi, wypalanie garnków, chętni mogli nawet własnoręcznie zrobić średniowieczny instrument muzyczny. Bojowych atrakcji również nie zabrakło – były turniej łuczniczy, rzut oszczepem i wzmacniające tężyznę fizyczną gry wikingów.                              

 

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| HISTORIA, KULTURA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości