Dziś Tadeusz Różewicz kończy 90 lat. Tym, którzy przy okazji wytykają Jubilatowi to i owo, chcę „wytknąć” Jego miłość do matki. Wspaniale opisaną w tomie „Matka odchodzi”.
Ta miłość ocala jego twórczość przez wielu ocenianą jako skazaną na pustkę. Niewielu jest we współczesnej poezji twórców tak współczujących, przeprowadzających tak prawdziwy rachunek sumienia na oczach czytelnika, wyrażających najbardziej skrywane uczucia miłości. Różewicz w tym porażającym tomie jawi się nie tylko jako genialny rejestrator odchodzenia, umierania, i wszystkich stanów z tym związanych, ale wielki humanista współodczuwający z innymi w każdym momencie ich cierpienia. W zbiorze „Matka odchodzi” zmierzający się z czymś dla każdego z nas najtrudniejszym – męką umierania własnej matki.
Ktoś, kto napisał taki cykl poetycki nie może nie czuć transcendencji, naszych do niej odniesień, niewidzialnej ciągłości między tym co na ziemi, a tym co w niebie, na wysokościach. Nawet jeśli, często bardzo prowokująco deklaruje to we własnych tekstach.
Tom „Matka odchodzi” zaczyna od znamiennych słów: „Teraz, kiedy piszę te słowa spokojne, uważne oczy Matki spoczywają na mnie. Oczy matki wszystko widzące patrzą na urodziny, patrzą przez całe życie i patrzą po śmierci z tamtego świata.” „Tamten świat” nieustannie pojawia się dalszych wierszach.
Poeta wchodzi do niego w brudnych butach, szuka „niepowtarzalnych rysów” twarzy swoich bliskich. Od początku tomu drugi świat jest obecny przez swoje zaprzeczenie, bo to właśnie z niego patrzy ukochana mama Stefania. To jej nieopuszczające syna spojrzenie staje się poetyckim dowodem na istnienie „drugiej przestrzeni” (choć to już poetyckie określenie kolegi Różewicza – Czesława Miłosza.)
W jednym z kolejnych wierszy tomu Różewicz notuje:
(…) siedziałem między
stołem i trumną
bezbożny chciałem cudu
w przemysłowym zdyszanym
mieście w drugiej połowie
XX wieku
ta rzecz płacze
wyjęta ze mnie
na światło
Po tej lekturze zostaje nam płacz poety nie mogącego znaleźć lekarstwa na ból.
Nie jest przypadkiem, że na początku swojej poetyckiej opowieści o zmarłej mamie twórca „Kartoteki” przywołuje cytat z Norwida. Przypomina, że z rzeczy tego świata zostaną poezja i dobroć, i więcej nic. A potem dodaje alarmującym tonem, że aktualnie w wielu z nas zostało „nic”! I apeluje: „I jeśli my ludzie nie zagospodarujemy tego rosnącego Nic, to zgotujemy sobie takie piekło na ziemi, że Lucyfer wyda nam się aniołem”. Dla mnie taka diagnoza pustki jest już wyjściem z niej.
W tym tekście na urodziny Tadeusza Różewicza nie wspomniałam, że stworzył podwaliny współczesnej polskiej poezji. Że zrewolucjonizował ją formalnie i tematycznie. Ale też dotykał wszystkich ważniejszych tematów ludzkiej egzystencji. Dystansując się - bardziej lub mniej, towarzyszył postawionemu pod murem wojny, czy współczesnej cywilizacji człowiekowi. Ważniejsza wydała mi się Jego miłość do matki.
Warto zajrzeć do tomu „Matka odchodzi” i w jego kontekście zastanowić się nad twórczością autora ”Niepokoju”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.