Thelma i Louise

Piotr Drzyzga

publikacja 30.11.2017 08:40

Współczesny klasyk? Chyba tak należałoby nazwać ten, nakręcony w 1992 roku film.

Thelma i Louise mat. prasowy

Jego reżyser, Ridley Scott, to jeden z największych fachmanów współczesnego kina. Sprawdził się w kinie science-fiction, historycznym, wojennym, gangsterskim… W „Thelmie i Louise” spróbował natomiast swoich sił w tzw. kinie drogie - gatunku, któremu początek dał kultowy „Easy Rider” z 1969 roku.

Bohaterami tamtego obrazu byli zbuntowani hippisi-harleyowcy. W filmie Scotta jest zupełnie inaczej. Tu prym wiodą dwie kobiety: jedna to kelnerka, druga pani domu. Osoby zwyczajne, przeciętne, niczym się nie wyróżniające. Do czasu.

Momentem zwrotnym jest sytuacja, w której Thelmę (w tej roli Geena Davis), próbuje zgwałcić jej namolny adorator. Lousie (Susan Sarandon) staje w obronie przyjaciółki i strzela z rewolweru do napastnika. Ten ginie na miejscu, a obie kobiety, które chciały spędzić razem tylko wolny weekend, decydują się na kontynuację podróży. Tyle tylko, że odtąd stanie się ona ucieczką, zaś ich celem - niczym w klasycznych westernach - będzie Meksyk.

Oczywiście policja momentalnie wpada na trop zabójczyń i już do końca seansu widzowie będą oglądać film w napięciu, zadając sobie pytanie: załapią je, czy nie? Ale przecież nie to jest w „Thelmie i Loiuse” najważniejsze. Bo też nie jest to zwykły, sensacyjno-kryminalny film, jakich w Hollywood kręci się od groma.

Ridley Scott, sięgając po scenariusz autorstwa Callie Khouri, wiedział, że nie tworzy typowego „sensacyjniaka”. W filmie roi się bowiem od wątków społecznych, zaś cała ta (nagrodzona Oscarem) historia, uchodzi za jedną z najbardziej feministycznych w dziejach kina.

Od samego początku filmu jest nam dane obserwować bohaterki, zmagające się z męskim, patriarchalnym światem. Pogardzane, wykorzystywane, traktowane jako głupsze, gorsze… - nic dziwnego, że w pewnym momencie mówią: dość!

W książce „W życiu jak w kinie, czyli filmy na kozetce u Kasi” czytamy, że „Thelma i Louise” jest filmem sprzeciwu, gniewu, a także „wyrazem prawdziwej rewolucji obyczajowej, wręcz przewrotu (…) To film o kobietach, które w imię tożsamości, miłości, przyjaźni i lojalności podzieliły swoją śmierć. A tak naprawdę podzieliły swój los w walce o tożsamość i godność”.

Nic dodać, nic ująć.

*

Tekst z cyklu Filmy wszech czasów