Klęska ołowianej armii
Foto: anna pearson/www.flickr.com (cc)

Klęska ołowianej armii

Komentarzy: 1

Wojciech Wencel

publikacja 26.11.2009 12:33

Nazajutrz po dniu Wszystkich Świętych oficjalnie rozpoczynają się w Polsce przygotowania do Bożego Narodzenia. Choć na drzewach wciąż złocą się liście, na sklepowych witrynach dumnie wznoszą się choinki, połyskują lampiony i pada sztuczny śnieg. Dlaczego tak wcześnie?

Polski rynek wciąż znajduje się pod wpływem amerykańskich i niemieckich kreatorów mody. Zabawki powstają najczęściej według wzorów zaczerpniętych z filmów wideo i gier komputerowych. Zalew kolorowej tandety, jaki nastąpił po 1989 r., nie tylko nie został w ostatnich latach zahamowany, ale – przy współudziale telewizyjnych reklam – przekształcił dziecko w klienta, który sam projektuje zawartość swoich szafek. Nieukierunkowane przez rodziców pożądanie piękna zazwyczaj szybko znajduje ujście w różnorodnych modach. Jaką szansę w starciu z medialnymi herosami mają drewniane klocki, kukiełki, pluszowe misie czy konstrukcje do wbijania kołków?

Dziewczynki nie mają wyboru: od najmłodszych lat muszą przygotowywać się do ról gwiazd filmowych i piosenkarek, ewentualnie tzw. pań domu, zajmujących się głównie odpoczynkiem w sypialni i dokarmianiem ptaszków w złotych klatkach. Lalki z popularnych serii Barbie, Cindy i Steffi Love noszą stroje estradowe lub – w najlepszym wypadku – uniformy współczesnych businesswoman. Żadnych tu nauczycielek, pielęgniarek czy reakcyjnych gospodyń domowych. Są za to długonogie blondyny z podpisem girlfriend, które rzeczywiście wyglądają na przyjaciółki, ale raczej tatusiów niż dzieci.

W trochę innej sytuacji znajdują się chłopcy. Zawsze mogą poświęcić się piłce nożnej, poukładać klocki lego albo zagrać w gry planszowe – modne („Milionerzy junior”) albo nie („Grzybobranie”). Terror medialnych bohaterów robi jednak swoje. Trudno się zdecydować na tradycyjną formę zabawy, gdy umięśniony terminator mierzy do nas z wyrzutni rakiet.

Zanim opanuje nas gorączka świątecznych zakupów, warto poczytać dzieciom baśnie Andersena. Na przykład tę o sztucznym słowiku, który robił furorę na dworze chińskiego cesarza.„Śpiew jego podobał się równie jak śpiew prawdziwego słowika, a on sam o ileż piękniej wyglądał!”. W końcu jednak mechaniczny ptak się zepsuł i zamilkł, a ten prawdziwy swoim śpiewem ocalił cesarza od śmierci. Nigdy nie wiadomo, jak dzieci zachowają się po tej lekturze. Większość pewnie wzruszy ramionami, ale może znajdą się i takie, które poproszą świętego Mikołaja o żywego królika. Albo o ciastolinę, z której przy odrobinie wyobraźni da się ulepić niestworzone rzeczy.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona

aktualna ocena | - |
głosujących | 0 |
Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super

Reklama

Reklama

Autopromocja