Książka „Moi ważni. Portrety prywatne” Barbary Gruszki-Zych jest zapisem przemian. Jej samej i tych, których spotykała. Świadectwem intymnym, przepastnie głębokim i świetnie spisanym.
Zawiłości gramatyki bywają o wiele bardziej przewidywalne niż zawiłości życia, choć przecież i w jednym, i w drugim trzeba dokonywać wyborów. Łacińskie gerundivum (w polskim odpowiednika brak) w cudownie miękko brzmiącym przyrostku -end łagodną perswazją przekonywało, że coś powinno zostać zrobione. Tak powstała legenda, dziś kojarząca się przede wszystkim z fabularyzowaną historią, fantastycznym przekazem albo kimś, kto przeszedł do historii z jakichś mniej lub bardziej racjonalnych przyczyn. A przecież dosłownie, od czasownika „czytać” (legere), „legenda” oznacza „rzeczy, które powinny zostać przeczytane”. Kochana, stara, zapomniana łacina… Kto dziś potrafi tak zwięźle przekazać tyle treści? Może doświadczona dziennikarka i poetka, przez całe życie związana z „Gościem Niedzielnym” Barbara Gruszka-Zych, która właśnie opublikowała swoich „Ważnych”? Sprawiła tym samym, że pod koniec tego trudnego roku zdecydowałem, która z przeczytanych książek jest na sto procent moim numerem jeden.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wojenny melodramat, czyli… klasyka. Stary, dobry, sprawdzony patent na hit?
Tysiąc młodych osób z katechetami obejrzało w teatrze muzycznym brawurowy spektakl o papieżu Polaku.
Jeden z filmów-symboli lat '80. Najbardziej ikonicznych produkcji tamtej dekady.