– Występ jest tylko pretekstem, najważniejsza jest praca wychowawcza. Uczymy dykcji, pracy w grupie, przełamywania własnych barier, takich jak nieśmiałość – tłumaczy Barbara Olszewska, jedna z organizatorek spektaklu.
Kiedy w szkole padła propozycja wystawienia właśnie „Dzwonnika z Notre Dame” w wersji musicalowej, odzew był różny. Dla jednych był to mało popularny sposób wyrażenia siebie, inni zaangażowali się w projekt bez reszty.
Przygotowania trwały rok, młodzi spotykali się na próbach w środku tygodnia. Nie szczędzili wysiłków, żeby w Białogardzie na chwilę zagościł paryski klimat.
Sala białogardzkiego Centrum Kultury i Spotkań Europejskich zapełniła się po brzegi. Wśród widowni było bardzo dużo młodych, przyszli zobaczyć, jak ich rówieśnicy poradzą sobie ze spektaklem muzycznym.
Pomysłodawcą przedsięwzięcia był uczeń Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych Piotrek Haik, który wcielił się w rolę Quasimodo. – Spodobała mi się jedna z piosenek francuskiej wersji musicalu, odnalazłem ją w internecie i po obejrzeniu całego spektaklu wiedziałem, że to jest to! – tłumaczy chłopak. Swoim pomysłem zaraził czwórkę wychowawców ze szkoły. Sam zajął się przygotowaniem scenariusza, który nie mógł być, tak jak w oryginale, cały śpiewany.
– Wyśpiewanie całości mogłoby być za trudne, wplotłem w scenariusz krótkie dialogi – wyjaśnia. Jak sam przyznaje, rówieśnicy różnie reagowali na pomysł wystawienia musicalu. – Taniec i śpiew są mało popularne. Zanim wystawiliśmy spektakl, spotkałem się z różnymi opiniami, nawet mało przychylnymi, ale zaraz po premierze wszystko się zmieniło, koledzy przyjęli nas bardzo ciepło – mówi z uśmiechem.
Pomysł na musical spodobał się Ewie Maciejewskiej-Szostek, Barbarze Olszewskiej i Justynie Kuśpit-Kupień, które pracują w szkolnej bibliotece, oraz Agnieszce Materko, szkolnej pedagog. – Nie prowadziliśmy castingu, ogłosiliśmy w szkole, że chcemy przygotować musical, a chętni sami się zgłaszali – tłumaczy pani Barbara.
Od początku wiedziały, że musical wystawiony zostanie w Centrum Kultury. – Nasza szkoła nie dysponuje tak dużą salą, a w CK mogliśmy rozstawić dekorację, był dźwiękowiec i specjaliści od świateł, którzy nam bardzo pomogli – mówi pani Ewa. Efekt końcowy wywołał owację na stojąco. Małgorzata Stępień, licealistka, przyszła na spektakl, bo była ciekawa, co ludzie w jej wieku mają do zaoferowania. – Jestem pozytywnie zaskoczona, były nawet momenty, w których się wzruszyłam – mówi. I dodaje ze śmiechem, że zdecydowanie lepiej przyjść na taki spektakl, niż siedzieć na Facebooku.
Według ks. Krzysztofa Sendeckiego, młodzież potrzebuje inspiracji. – Dzisiaj młodzi mają tysiące pomysłów i propozycji na życie, ale brakuje im podstaw z zakresu literatury i sztuki, teatr zaś pozwala im rozwiać artystyczną duszę, a rola, której się nauczą, zostaje w nich na dłużej – przekonuje duszpasterz. Agata Piwowarczyk, studentka, na przedstawienie wybrała się po raz drugi.
– Było jeszcze lepiej niż za pierwszym razem, żałuję, że już tu nie mieszkam i nie mogę angażować się w takie przedsięwzięcia – mówi dziewczyna.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.