Nie wszystkim podoba się nowa forma ekspozycji w Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku w odnowionych Sukiennicach. Dlaczego?
Wydawałoby się, że gwałtowne emocje mogą budzić jedynie obrazoburcze ekspozycje muzealne sztuki nowoczesnej (lub tego, co się za ową sztukę podaje, jak w przypadku wystawy Katarzyny Kozyry w krakowskim Muzeum Narodowym). Tymczasem i sztuka dawniejsza, przysypana przysłowiowym kurzem muzealnym, może wywoływać porywy polemiczne.
Wybitny publicysta polski Stanisław Cat Mackiewicz marzył, by doczekać wieści, że dwóch studentów wzięło się na krakowskich Plantach za czuby w sporze o bitwę pod Grunwaldem. O niczym takim wprawdzie nie słychać, za to prof. Maria Poprzęcka, znana badaczka XIX-wiecznego malarstwa polskiego, ostro skrytykowała na łamach najnowszego, 82. tomu „Rocznika Krakowskiego” (wydawanego przez Towarzystwo Miłośników Historii i Zabytków Krakowa) nową formę ekspozycji w Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku w odnowionych po kilkuletnim remoncie Sukiennicach. Uznała, że w nowej galerii „zabrakło pamięci i respektu” wobec dorobku ekspozycyjnego poprzednich pokoleń, i postawiła ekspozycji ułożonej według scenariusza Barbary Ciciory i Aleksandry Krypczyk, zarzut „braku generalnej koncepcji, czemu towarzyszy niedostatek profesjonalizmu i wystawienniczego doświadczenia”.
Przypominając, że otworzona w 1975 r. ekspozycja według układu prof. Mieczysława Porębskiego, „ogniskująca sztukę polską wokół wielkich duchowych problemów, narodowych toposów, mitów i fantazmatów”, była zgodnie oceniana jako „najmądrzejsza i najpiękniejsza ekspozycja stała w polskim muzealnictwie”, wytyka błędy nowej formie galerii. Są to m. in.: nadmierne docenienie ekspozycyjne słabych według niej „Pochodni Nerona” Siemiradzkiego kosztem „Hołdu Pruskiego” Matejki, „unieważnienie” przez błędy ekspozycyjne „największej malarskiej indywidualności XIX wieku, jaką był Piotr Michałowski”, wreszcie źle pojęte „wietrzenie” magazynów muzealnych i dodanie do ekspozycji słabych artystycznie obrazów.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.