"L'Osservatore Romano" wspomina Gary'ego Coopera - aktora-katolika
Watykański dziennik “L'Osservatore Romano” w numerze z datą 11 lutego przypomniał w obszernym artykule postać Gary'ego Coopera i jego nawrócenie na katolicyzm. 26 czerwca 1953 roku, podczas pobytu we Włoszech w ramach promocji filmu “W samo południe” ten znany amerykański aktor znalazł się na audiencji u Piusa XII. Wydarzenie to i inne wspomnienia zawiera materiał Silvii Guidi, oparty na wspomnieniach Veroniki Balfe i córki gwiazdora Marii Janis Cooper.
"Na audiencji ojciec miał w rekach święte obrazki, koszulki, medaliki i mnóstwo różańców, bo wielu jego przyjaciół z Hollywoodu prosiło o o przywiezieniem im czegoś pobłogosławionego przez papieża... Panowało duże napięcie, kiedy poprzedzany przez gwardzistów szwajcarskich wszedł papież - wysoki, blady, ubrany na biało. Byliśmy mniej więcej w połowie kolejki. Ojciec, przyklękając stracił równowagę – z powodu emocji, ale także chronicznego bólu w krzyżu – i upuścił na podłogę wszystkie te święte obrazki i różańce; medaliki potoczyły się po całej sali. Zakłopotany ojciec na czworakach starał się wszystko pozbierać jak najprędzej, gdy nagle natknął się na szkarłatny but i brzeg szaty. Papież Pius XII przyglądał mu się, cierpliwie czekając, aż wstanie z podłogi” - przytoczyła autorka słowa córki.
Gdy chodzi o nawrócenie aktora, który ochrzcił się pięć lat później, w 1958, Maria Janis zapewniła, że było ono samodzielne i przemyślane, a nie pod wpływem żony, jak twierdza niektórzy biografowie. Wcześniej Cooper zaprzyjaźnił się z księdzem Haroldem Fordem. Zanim jednak zaczął z nim rozmawiać o sprawach wiary, odkryli, że obaj pasjonują się bronią palną, myślistwem, wędkarstwem i nurkowaniem.
W wywiadzie, który ukazał się w książce Barry Normana "The Hollywood Greats”, Cooper powiedział: “Każdą godzinę mego życia, rok po roku, poświęcałem na realizowanie tego, co przychodziło mi do głowy; a to, co miałem ochotę robić, nie zawsze było poprawne. Ubiegłej zimy zacząłem się zastanawiać nad tym, o czym myślałem już od jakiegoś czasu: «Stary Coopie, winien jesteś wdzięczność Komuś za to, czego się dorobiłeś!» Nigdy nie będę nawet podobny do świętego..., mogę tylko powiedzieć, że staram się być nieco lepszy. Może mi się uda”.
Kiedy w czasie wręczania Oskarów w kwietniu 1961 odebrał go w jego imieniu James Stewart i świat dowiedział, że Gary Cooper jest ciężko chory, “nadeszły listy z całego świata; między innymi pisali papież Jan XXIII, królowa Elżbieta II i jego wielki przyjaciel Ernest Hemingway... zatelefonował do niego z Białego Domu prezydent Kennedy”. Dziennikarzowi, który rozmawiał z nim 6 maja 1961 roku, czyli na klika dni przed śmiercią, aktor powiedział: “Wiem, że to, co się wydarzy, jest wolą Boga, nie boje się przyszłości”.
“L'Osservatore Romano” stwierdza, że “po zapoznaniu się ze świadectwami przyjaciół na temat ostatniego okresu życia Gary Coopera, tradycyjne określenie «an american hero» jest mniej retoryczne i bardziej odpowiada rzeczywistości”.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.