Dziennik malarza

- To zapis upływających lat i dni - powiedział o swoich obrazach prof. Stanisław Rodziński.

Stanisław Rodziński   Grzegorz Kozakiewicz/GN Stanisław Rodziński
Malarz potrafi doskonale grać kolorem
Pokazałem niektóre motywy obecne w moim malarstwie. Jest tu np. wiele obrazów de­dykowanych osobom, którym wie­le zawdzięczam. Przyjaźniłem się m.in. z malarzem Józefem Czapskim, pisarzem Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, redaktorem „Tygo­dnika Powszechnego” Jerzym Turowiczem. Nie wspominam o tym, by się chwalić, tylko po to, żeby pa­trzący na moje obrazy wiedzieli, że powstawały one często z inspiracji rozmowami z ludźmi, lekturami, obserwacją krajobrazów bliskich memu sercu - wyjaśniał urodzony w 1940 r. malarz, były rektor Akademii Sztuk Pięknych, współpracownik krakow­skiego GN.

- Dla mnie malowanie jest rodzajem swoistego dziennika. Stąd te dedykacje, stąd pojawiająca się często w pejzażach Nawojowa, miej­sce urodzenia mojego ojca i pracy mego dziadka organisty.

Niełatwo się przekonać do ma­larstwa Rodzińskiego od pierwsze­go wejrzenia. Sam długo uważałem, że np. jego doskonałe formalnie czar­ne „Zagrody” są zbyt ponure, by oglą­dać je rano na ścianie, tuż po wstaniu z łóżka. Teraz jednak, w dobrym oświetleniu ekspozycyjnym, nawet i one wydają się pogodne. Autor potrafi doskonale grać kolorem. Na obrazie „W Nawojowej - bardzo dawno” ciemna barwa zabudowań została skontrastowana szeroki­mi pasami radosnej żółci i zieleni, symbolicznie zaznaczającymi zboże i trawy. Podobnie w „Czarnym domu” czy „Domu przed malowaniem”, gdzie biel ścian, czerń dachu są do­pełnione czerwienią nieba. Tak, te obrazy chciałoby się mieć jednak nad łóżkiem!

– Jego dzieła nie są ponure, działają na mnie niezmiennie uspo­kajająco – mówi plastyczka Ewa Barańska-Jamrozikowa.

Wstrząsające wrażenie robi de­dykowany Gustawowi Herlingowi-Grudzińskiemu obraz „Inny świat”, przedstawiający sowiecki łagier.

Ciemne baraki z dachami pobielany­mi śniegiem. Nigdzie nie widać lu­dzi, nawet na wieżyczce strażniczej. Nie mniej poruszający jest widok po­wykrzywianego w męce ciała polskie­go oficera na obrazie dedykowanym „pamięci wuja majora Leona Matolskiego zamordowanego w Katyniu”. Patrząc, spodziewamy się dużo czer­wieni krwi. Tymczasem autor unika dosłowności, co jednak dodaje malo­widłu sugestywności. Zamiast głowy oficera widzimy jedynie rozbryźnięty kleks czarnej farby.

Rodziński zawsze podkreśla, jak wiele zawdzięcza żonie Irenie, która również jest profesorem ma­larstwa. – Moja żona, ze względu na inny sposób patrzenia na świat, była mi zawsze pomocna w malowa­niu – mówi.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości