Zabójczy grzech pychy

Każda nowa inscenizacja Dostojewskiego to wydarzenie nie tylko artystyczne. To fundamentalne pytania o kondycję człowieka, przekraczanie granic wolności i odpowiedzialności oraz o wybory między dobrem i złem.

To nieprawda, że czytane kanonicznie dzieła literatury światowej nie obiecują nowych olśnień, niespodziewanych odkryć, choćby z tego powodu. Odbierane przez kolejne poko­lenie, wzbogacone są przecież o nowe doświadczenia, których nasi poprzednicy nie byli sobie nawet w stanie wyobrazić. Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie, co w inscenizacji „Zbrodni i kary” Waldemara Śmigasiewicza wystawianej na deskach. Teatru Powszechnego ude­rzyło mnie ze zdwojoną siłą, powiedziałabym: grzech pychy, który dotyka w coraz większym stopniu człowieka starającego się wyprzeć ze swojej świadomości Boga, w głębokim przekonaniu, że jest Go w stanie nie tylko zastą­pić, ale i skorygować. Już Konrad z III części „Dziadów”, wydając woj­nę Stwórcy, sromotnie przegrał. Ten sam fałszywy trop wiedzie bohatera „Zbrodni i kary”.

Przedstawienie jest zagrane świetnie. Skondensowana do najważniejszych scen i dialogów akcja przynosi taką intensywność, napięcie, że widz ogląda spektakl, jakby nie znał powieści Dostojewskiego. W roli Raskolnikowa wystąpił gościnnie Marcin Perchuć i ten wybór okazał się nadzwyczaj trafny. Jego obłąkańcza idea sprowadzają­ca się do przyznania ludziom „wyjątkowym” prawa decydowania, kogo wyeliminować z życia społecznego, obudowana skomplikowaną teorią naukową, zaczyna powoli budzić wątpliwości samego twórcy tej teorii, a wraz z tym dopuszcza do głosu sumienie. Ucieczką od tego głosu staje się degradacja fizyczna, symulowane lub prawdziwe objawy choroby, ale to remedium zawodne.

Marcin Perchuć pokazuje ten proces w sposób wstrząsający. Dobrym pomysłem jest też oparcie roli śledczego Porfirego na dystansie do tych emocji. Kazimierz Kaczor gra z Raskolnikowem dyskretnie, jakby zafrasowany upadkiem człowieka, którego ma zdemaskować i osądzić. Znakomicie też prowadzi swego boha­tera Razumichina młody aktor Michał Sitarski.

Jeżeli czegoś zabrakło mi w tym przedstawieniu, to pokazania mo­mentu głębokiej duchowej ekspiacji Raskolnikowa, dramatycznego fiaska jego rozumowania, a mówiąc wprost, zrozumienia ohydy własnego czynu. Może dlatego, że rola Sonii wydaje się w tekście nadmiernie zredukowana, a to przecież Sonia jest najbardziej wyrazistą przeciwwagą pychy. Jej po­kora, niezachwiana wiara, prostota, w której zawiera się biblijne przesła­nie o maluczkich, prowadzi Raskolnikowa ku światłu.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości