Erudyta bez matury, brzydal, w którym kochały się piękne kobiety, samotnik angażujący się w sprawy społeczne - taki obraz Antoniego Słonimskiego wyłania się z właśnie opublikowanej książki "Słonimski. Heretyk na ambonie" Joanny Kuciel-Frydryszak.
"Człowiek o niezwykłym poczuciu humoru. Homo politicus, pacyfista, marzący o świecie bez granic. Samotnik, chłodny intelektualista, ale jednocześnie fighter, żywiołowy buntownik" - pisze o Słonimskim autorka jego biografii.
Poeta urodził się 15 listopada 1895 w Warszawie w zasymilowanej rodzinie żydowskiej. Jego dziad i pradziad, matematycy, współtworzyli żydowskie Oświecenie - haskalę. Ojciec, Stanisław, był znanym warszawskim lekarzem i społecznikiem. Antoni uczęszczał do kilku szkół, ale nauczyciele nie do końca radzili sobie z okiełznaniem oczytanego i pewnego siebie dziecka. Słonimski ćwiczył na nich swój złośliwy humor, z którego po latach będzie słynął. W końcu rodzina zdecydowała się na edukację domową. Słonimski nigdy nie zdał matury. Wcześnie poczuł powołanie artysty, ale na początku chciał być malarzem. Przełomem okazała się lektura sonetów Mickiewicza. "Złapałem poezję i literaturę, jak łapie się katar czy grypę" - wspominał Słonimski.
W 1918 roku znalazł się w grupie założycieli kawiarni literackiej "Pod Pikadorem", gdzie młodzi poeci czytali swoje wiersze publiczności. Grupa poetycka, która tam powstała, złożona z Antoniego Słonimskiego, Juliana Tuwima, Jana Lechonia, Kazimierza Wierzyńskiego i Jarosława Iwaszkiewicza, miała przejść do historii jako Skamandryci. Poeci byli popularnymi postaciami przedwojennej Warszawy, stolik, przy którym urzędowali w kawiarni Mała Ziemiańska, był instytucją przedwojennego życia literackiego. Słonimski, choć uchodził za brzydala, romansował z najpiękniejszymi kobietami Warszawy - Marią Morską, Ireną Baruch, Anną Iwaszkiewiczową. Ożenił się z graficzką - Janiną Konarską.
Skamandryci stali się filarem "Wiadomości Literackich", najważniejszego pisma kulturalnego dwudziestolecia międzywojennego. Słonimski publikował w nim reportaże, recenzje teatralne, żartobliwe omówienia grafomańskich tomików ("Książki najgorsze"). Przede wszystkim jednak był autorem stałego felietonu "Kronika tygodniowa" (od 1927), od której to rubryki, drukowanej na ostatniej stronie "Wiadomości", czytelnicy najczęściej zaczynali lekturę pisma. Słonimski-felietonista doprowadzał do białej gorączki tak samo narodowców i członków ONR-Falanga, jak i przedstawicieli sanacji czy sympatyzujących z komunizmem, zarówno katolików, jak i Żydów. W jednej z "Kronik" Słonimski, polemizując z zarzutem, że nikogo nie chwali, wyznał: "Nie mam w tym żadnej kalkulacji, ale nawet z punktu widzenia interesu bardziej się opłaca zjechać niż pochwalić. Pochwalę np. sztukę p. X . Zyskam sobie przez to wrogów we wszystkich jego kolegach i konkurentach, a on sam będzie miał pretensję, że nie dość go pochwaliłem. Natomiast gdy zerżnę p. X, ucieszę tym wszystkich jego przyjaciół, rozraduję konkurentów, a wroga będę mieć tylko w jednym panie X".
"Bóg mi powierzył humor Polaków" - pisał Słonimski w jednym z felietonów. O komedii Sardou "Kartka papieru" napisał: "To była rolka". Pewna farsa w Teatrze Nowym doczekała się recenzji: "Ta wstrząsająca tragedia serc ludzkich opowiedziana jest z lekkością i błyskotliwością, jaką odznacza się nocnik wyrzucony na śmietnisko. Lekkie to, ma połysk, ale usiedzieć już na tym nie sposób". Demonstracyjnie chwalił suflerów za dykcję, a aktorki za urodę (próbka: "Panie Brydzińska, Modzelewiczowa i dekoracje - bardzo ładne"), czasem zaś zamiast recenzji ukazywał się po prostu złowrogi podpis "a.s.". Oznaczało to, że zdaniem Słonimskiego, nie warto nawet drwić z takiego spektaklu.
W felietonach Słonimski komentował wydarzenia kulturalne i polityczne. W latach trzydziestych jego felietony dotyczyły w dużej mierze faszyzmu, który uważał za największe zagrożenie dla Europy. Po wybuchu wojny Słonimski przedostał się do Rumunii, a stamtąd do Paryża. W wydawanych przez Grydzewskiego emigracyjnych "Wiadomościach Polskich" ukazał się najbardziej znany wiersz Słonimskiego "Alarm". Dotarł on do kraju drogą radiową, a wydrukowany w konspiracyjnym piśmie "Polska Żyje", stał się symbolem walczącej Warszawy. W 1940, po upadku Francji, Słonimski przeniósł się do Londynu. Koniec wojny postawił go w sytuacji najtrudniejszego życiowego wyboru: czy pozostać na Zachodzie bez więzi z polskim środowiskiem, czy popierać Polskę, która odbudowuje się pod kontrolą ZSRR? Zdecydował się na powrót do Warszawy.
Pierwsze lata w kraju to czas, kiedy Słonimski pisał niewiele, a kolejne zbiorowe wydania wierszy poszerzał jedynie o utwory chwalące władzę ludową. Z tego czasu pochodzi m.in. "Odprawa" (1953), który piętnuje podjętą przez Miłosza decyzję o emigracji. W 1955 r. Słonimski podpisał "Apel 48", wzywający do powrotu polskich emigrantów. Sytuacja zmieniła się w 1956 r., kiedy to poeta został wybrany na prezesa Związku Literatów Polskich. Objęcie funkcji zbiegło się ze zmianami politycznymi w Polsce i popaździernikowymi nadziejami. Słonimski wykorzystywał swoją pozycję do walki o prawa twórców.
Słonimski bywał ostrym komentatorem rzeczywistości, a jego opinie, wygłaszane przy stolikach m.in. w kawiarni PIW-u na Foksal albo w "Czytelniku" na Wiejskiej, obiegały całą Warszawę. Słynne były jego bon moty, jak ten o Pałacu Kultury i Nauki "małe, ale gustowne", czy też komentarz do przemówienia Gomułki w 1967 r., w którym ten oskarżył Polaków żydowskiego pochodzenia o sympatyzowanie z Izraelem w wojnie izraelsko-arabskiej. Słonimski pytał wtedy: "Ja rozumiem, że Polak może mieć tylko jedną ojczyznę, ale dlaczego to ma być Egipt?". Zaprzyjaźniony z opozycjonistami, przede wszystkim Janem Józefem Lipskim i Adamem Michnikiem, który od 1969 r. był sekretarzem Słonimskiego, popierał ich działania i sygnował na ich prośbę szereg petycji. Zredagował, podpisał i zaniósł do premiera Cyrankiewicza m.in. "List 34" (1964) - protest środowisk intelektualnych przeciw cenzurze i ograniczeniu papieru na druk książek. Akta Słonimskiego w SB liczą 12 tomów. W ostatnich latach życia poeta był inwigilowany permanentnie, a tajniacy zapisywali nawet fakt, że zakupił w sklepie ciasteczka i czekoladowego Mikołaja.
Przed wojną w imię racjonalizmu Słonimski krytykował ortodoksyjnych Żydów. Po latach, w 1968 roku, na fali antysemickich czystek, Władysław Gomułka przywołał jego felieton, w którym napisał, że zazdrości Żydom poczucia tożsamości, bo sam nie wie, kim jest. I sekretarz napominał: "niech pan się zastanowi, kim pan jest". Słonimski odpowiedział w nigdy niewysłanym liście odnalezionym w archiwum pisarza: "Jestem pisarzem polskim. Jestem Polakiem i to dość maniakalnym". Antoni Słonimski zmarł 4 lipca 1976 roku w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym.
Książka "Słonimski. Heretyk na ambonie" ukazała się nakładem wydawnictwa W.A.B.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.