Nakręcony w 1996 roku dwuczęściowy film w reżyserii Nicolasa Roega uchodzić może za wzorcowe kino biblijne.
Historię szukającego życiowego celu i ulegającego rozmaitym pokusom Samsona przedstawiano na ekranie wielokrotnie. W latach ’60 włoscy „specjaliści” od tzw. kina sandałowego nakręcili np. film „Ercole sfida Sansone”, w którym to spotykają się Herkules, Samson i Odyseusz, zaś wrodzy im Filistyni paradują w hełmach, jakie w czasie II wojny światowej nosili... żołnierze Wehrmachtu.
Dzieło Nicolasa Roega na szczęście nie ma z tą osobliwą wariacją nic wspólnego. Twórca wiernie trzyma się opisanej w Księdze Sędziów historii, którą rzecz jasna rozszerzono o wątki, postacie i epizody, których w Biblii nie znajdziemy, ale też nie stoją one w rażącej sprzeczności z tekstem Pisma Świętego.
Godna uwagi jest wizualna strona filmu – imponująca scenografia, wspaniałe kostiumy, egzotyczne pejzaże, czyli spory rozmach inscenizatorski, dzięki któremu udało się ukazać całe piękno biblijnego świata.
Z jednej strony pustynne krajobrazy i oazy, z drugiej – filistyńskie pałace, w komnatach których knuje się intrygi i omawia polityczne plany i strategie, uderzające w Izraelitów.
Nie sposób nie wspomnieć i o obsadzie: Dennis Hopper, Elizabeth Hurley, Michael Gambon, Paul Freeman, czy Max von Sydow w roli narratora, to aktorska pierwsza liga, a i pod względem gatunkowym jest całkiem ciekawie.
Sporo to sensacyjnych zdarzeń, pościgów, ucieczek. Jest i love story (romantyczna historia z Samsonem i Filistynką Rani w rolach głównych). Ich zaślubiny to okazja do zaprezentowania potraw, obyczajów, tańców i posłuchania muzyki, jaka być może rozbrzmiewała w starożytności, podczas weselnych uroczystości.
Krótko mówiąc: w filmie Roega Biblia ożywa na naszych oczach.
*
Tekst z cyklu ABC filmu biblijnego
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...