Film Kordiana Piwowarskiego „Baczyński” chce sprowokować widza do dyskusji, czy lepiej chronić swój talent, czy złożyć go na ołtarzu ojczyzny i przelać krew.
Tym widzem ma być młody człowiek, bo już na wstępie Witold Sławski, uczestnik powstania warszawskiego, strzelec batalionu „Parasol”, który znał poetę, stanowczo mówi do dzisiejszych młodych, że nie zrozumieją tamtych dni: – Wtedy można było robić, co się chciało – iść z bronią w ręku walczyć za ojczyznę. Taka teza ma drażnić czy prowokować? Gdyby Sławski był w filmie narratorem, opowiadającym o koledze Krzysztofie Baczyńskim, może by się to udało. Ale on znika i pojawia się zaledwie kilka razy z krótkimi wypowiedziami. A szkoda. Prawdziwymi skarbami tego filmu są dwie osoby, które znały Baczyńskiego – wspomniany już Sławski i sanitariuszka, strzelec w zgrupowaniu „Róg” – Jadwiga Klichowska, która wynosiła rannego poetę z Pałacu Blanka. Gdy opowiada, że spadał im z noszy i znów go na nie wkładały, to chciałoby się słuchać więcej z tych bezcennych przecież relacji. Realizatorzy stawiają jednak na obraz i melancholijną opowieść, a nie ascetyczny, ale – jak się wydaje – zdecydowanie bardziej przejmujący dokument złożony z wypowiedzi świadków.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.