- Mój świat twórczy jest osobisty, a święci z moich obrazów strzegą ich tajemnic. Moje obrazy są również odbiciem moich zainteresowań mistyką, bo twórczość to zjawisko mistyczne – pisał kilka miesięcy temu Kazimierz Starościak.
– To był najcenniejszy wałbrzyski malarz – mówi bez wahania Edyta Patro. – Jego obrazy pokazywane obok prac najbardziej znanych współczesnych polskich malarzy zawsze wzbudzały szczery zachwyt widzów. Miał w sobie coś, czego często brakuje obecnym artystom. Pewną pokorę. Był świadomy, że jego malarstwo jest wartościowe, ale nigdy z tego powodu się nie wywyższał. Obecnie na rynku sztuki jest olbrzymia konkurencja i artyści muszą być wyjątkowo ekspansywni, by się przebić. On tego nie musiał robić. Odbiorcy sami dostrzegają, że to są znakomite dzieła.
Po drugiej stronie
Jego twórczość charakteryzował dojrzały i w pełni przemyślany styl malarski, który uczynił go rozpoznawalnym i nadzwyczaj oryginalnym artystą. Wypracował przez lata określoną technikę i precyzję warsztatu.
„To, co maluję, spełnia przede wszystkim moje oczekiwania, a pełnią satysfakcji jest, kiedy te oczekiwania znajdą potwierdzenie u odbiorców. Wolę dialog kolorów wyszeptanych niż wykrzykiwanie nimi” – pisał artysta. – Trudno powiedzieć, że był człowiekiem religijnym – opowiada żona Teresa. – Z drugiej jednak strony bardzo pociągały go sprawy duchowe. Był zafascynowany tym, co jest ponad naszym ziemskim życiem. Myślę, że właśnie to często malował. Choć pociągała go również mistyka Dalekiego Wchodu, w jego obrazach widoczna jest głównie symbolika chrześcijańska.
Jak wynika z opowieści żony, kiedy był dzieckiem, mieszkając na Wschodzie, chodził zarówno do kościoła katolickiego, jak i prawosławnego. Sztuka cerkiewna bardzo go fascynowała, co widoczne jest w jego licznych ikonach. Wśród postaci świętych pan Kazimierz najchętniej malował św. Jerzego. W sypialni państwa Starościaków wiszą dwa jego wizerunki – jeden na koniu, a drugi bez. Z obrazami tymi związana jest pewna anegdota.
– Zauważyłam, że mąż czasami zatrzymuje się przy jednym z obrazów, a innym razem przy drugim – opowiada żona malarza. – Zapytałam go więc, o co chodzi. On mi na to: „Wiesz, Tereska, bo jak mam pilną prośbę, to zwracam się do tego św. Jerzego na koniu, żeby było szybciej. A jak sprawa nie wymaga pośpiechu, to wystarcza wstawiennictwo tego św. Jerzego na pieszo”. Zawsze w taki pogodny sposób podchodził do życia.
– Strasznie tu pusto bez niego – wyznaje żona. – Siadaliśmy na tej kanapie i rozmawialiśmy o nowych obrazach. Szukaliśmy historii, które one opowiadają, i zastanawialiśmy się, jakie tytuły im nadać. On był całkowicie przekonany, że to życie się nie kończy, dlatego już wcześniej umówiliśmy się, że spotkamy się gdzieś w niebie. Dzięki temu trochę mi lżej.
Kazimierz Starościak
Urodził się w 1932 r. we wsi Hłomcza nad Sanem. Ukończył Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Krakowie, Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych w Poznaniu i Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie. W 1960 r. przyjechał do Wałbrzycha, gdzie rozpoczął aktywną działalność kulturalną i społeczną. Pierwsze lata pobytu na Dolnym Śląsku poświęcił pracy pedagogicznej, ucząc historii sztuki w szkołach średnich oraz organizując lokalne środowisko plastyczne. Od 1960 r. należał do Związku Polskich Artystów Plastyków. Przez wiele lat prowadził amatorską grupę malarską MAL AMAT. Brał udział w wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych, reprezentując środowisko wałbrzyskie w kraju, jak również poza jego granicami, m.in w Austrii i Belgii. Zmarł 28 marca 2013 roku w Wałbrzychu.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...