W tomiku wierszy Dobromira Kożucha przez słowa wyraźnie przebija się oczekiwanie nieba.
To już czwarty tomik, który wyszedł spod pióra opolanina Dobromira Kożucha. Wcześniejsze to „Wydech” z 1991 roku, „Pod ścianą nieba” z 1997 roku oraz „Za plecami Egipt” z 2005 roku.
W krótkiej metryczce autor o sobie napisał niewiele, a może właśnie aż tyle, że jest mężem i ojcem. Znacznie więcej wybrzmiewa z jego wierszy, składających się na zbiorek zatytułowany „Pod górnym miastem”, w których nie brak pewności, że na człowieka czeka nieskończoność. Jak w wierszu „Kadr” czy w utworze zatytułowanym „Pascha”, w którym czytamy:
z okien
górnego miasta
zwisają drabiny
dla wszystkich
dla
każdego.
Wymowne jest również misterium poranka, namalowane słowami w „Jutrzni”. Każda czynność, nawet tak zwyczajna jak poranny rytuał rozpoczynania dnia, nabiera innego znaczenia, gdy człowiek żyje ze świadomością wszechobecności Boga. Wtedy:
wrzątek prostuje liście
herbaty
psalmy prostują ścieżki
(…)
biorąc
głęboki wdech
pełen Jego mocy
człowiek jest gotowy na nowy dzień.
Na okładkę tomiku trafiła reprodukcja obrazu „Górne miasto” autorstwa Tomasza Budzyńskiego, lidera zespołu „Armia”, któremu Dobromir Kożuch zadedykował wiersz „Bywa i tak”, czyli utwór o ikonie – oknie
za którym łagodny wiatr
wieje kiedy chce i gdzie chce.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.