Gdynia Główna to nie tylko stacja kolejowa. To także nazwa teatru, jakiego jeszcze w Polsce nie było.
W dworcowych podziemiach niebawem będzie można oglądać spektakle wystawiane przez aktorów skupionych wokół niezwykłego przedsięwzięcia, jakiego podjęli się ludzie z fundacji Klinika Kultury.
– Do tej pory działaliśmy w Sopocie – wyjaśnia Ida Bocian, aktorka i dyrektorka „Gdyni Głównej”. – Jednak od pewnego czasu poszukiwaliśmy nowej przestrzeni dla naszych działań. Wcześniej robiliśmy już spektakle w Gdyni, także na terenie dworca. Sama jestem mieszkanką Gdyni, postanowiliśmy więc spróbować znaleźć miejsce dla siebie właśnie w tym mieście – opowiada. Tak się złożyło, że Urząd Miasta od jakiegoś czasu realizuje założenie dotyczące włączenia mieszkańców w życie kulturalne. Chodzi o to, by mieszkańcy mieli dostęp do kultury codziennie, nie tylko przy okazji wielkich imprez masowych. – To nam ułatwiło zadanie. Wydział kultury poszukuje nowych lokalizacji dla działań artystycznych i stąd właśnie pomysł na wykorzystanie podziemi dworca kolejowego Gdynia Główna – tłumaczy Ida Bocian.
Skupieni na słowie
Artyści i menedżerowie teatru nie mieli łatwego zadania. Wprawdzie dworcowe podziemia były już wyremontowane – tak jak cały budynek dworcowy – za unijne fundusze, ale należało jeszcze zaadaptować je na potrzeby teatru. Podziemny teatr i jego zaplecze to prawie 600 metrów kwadratowych powierzchni.
– Wciąż dopinamy wszystko na ostatni guzik, ale wbrew pozorom nie jest to bardzo trudne – mówi Ida Bocian. – Musimy tylko pomalować ściany i zaaranżować przestrzeń sceniczną. A jako że wywodzimy się z tradycji „teatru ubogiego”, alternatywnego, nasze potrzeby nie są zbyt wielkie. Na nasze spektakle będzie przychodzić jednorazowo około 70 osób, zespół sceniczny będzie najwyżej kilkuosobowy, preferujemy też dość oszczędna scenografię. Na razie zbieramy wszystko, co nam ludzie przyniosą – na przykład stare meble. Szukamy rekwizytów w różnych miejscach. Naszym założeniem jest minimalizm, co daje nam dużą mobilność. Możemy grać w teatrze i w bibliotekach. Za całą scenografię wystarczy nam często jeden stół – wyjaśnia.
Szefowa artystyczna teatru, Ewa Ignaczak mówi skąd taka, a nie inna wizja „Gdyni Głównej”. – Wywodzimy się z teatru alternatywnego i z czasów opozycji. Stawiamy na nowatorstwo. Hołdujemy też tradycji słowa. Ono jest dla nas najważniejsze. W dzisiejszych czasach skupianie się na słowie i dobrych tekstach może być uznane za swoistą alternatywę – podkreśla.
W dworcowym klimacie
Jaki repertuar będzie dla teatru w podziemiach dworca charakterystyczny? – No właśnie mocno oparty na słowie – zapewnia Ida Bocian. – Często to będzie monodram. Mieliśmy ruszyć ze spektaklami już w grudniu. Niestety, ze względu na konieczność załatwienia spraw formalnych, na przykład odbiorów technicznych, musimy start teatru przesunąć na styczeń. Na początek planujemy spektakl taneczny zaprzyjaźnionego teatru z Gdańska Dada von Bzdülöw, który rozegra się „na powierzchni” w dworcowych wnętrzach. Następnie publiczność zejdzie do podziemia i już w naszym teatrze obejrzy spektakl oparty na „Matce” Witkacego, w wykonaniu dwojga aktorów. To wszystko będzie połączone z wystawą fotografii pokazujących młodych gdyńskich twórców na tle ich dzieł – wylicza artystka.
Takie są plany na start. Poza tym „Gdynia Główna” prowadzić będzie Gdyńską Akademię Teatru Niezależnego, w której młodzi adepci sztuki aktorskiej poznają tajniki m. in. aktorstwa, reżyserii, śpiewu i tańca. Kolejne przedsięwzięcie „sceny podziemnej” to „Stacja Bajek”. Projekt w podobnej formie był przez wiele lat realizowany przez Sopocką Scenę Off de BICZ i zyskał liczną widownię wśród dzieci oraz przychylną opinię nauczycieli i rodziców.
Działania prowadzone w ramach „Stacji” to prezentacja małych form scenicznych, rozmowy z dziećmi, pokazy animacji lalek oraz oczywiście wspólna zabawa i twórcze zadania. Ekipa „Gdyni Głównej” pracuje intensywnie nad przygotowaniami do styczniowej premiery i otwarcia teatru. Nikt nie narzeka na podziemne warunki. – Jesteśmy szczęśliwi, że mamy tę przestrzeń na swoje działania – mówi Ida Bocian. – Ograniczenia nie są dla nas problemem. Jedyny mankament stanowi dość niskie sklepienie, ale i do tego się przyzwyczaimy – zapewnia.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.