"Pokazowuje wom Berka Ecika, kery terozki slazuje po słodach" - tak zaczyna się "Kubuś Puchatek" w tłumaczeniu na mowę śląską. Autorem przekładu trzech pierwszych rozdziałów książki o najsławniejszym misiu świata jest internista i reumatolog prof. Eugeniusz Józef Kucharz.
W śląskiej wersji Kubuś Puchatek to Berek Puchok, Prosiaczek to Wjepszonek, Królik to Trusiek, a Krzyś to Krystek. Gdy Krystek ciągnie swojego Bereka po schodach rozlegają się dźwięki: "Dup, dup, dup"; a gdy Berek przyznaje, że był "gapą, strasznie głupią gapą", mówi: "Jo byłech gupol, a fest mamlaty". Rozdziały, w których pojawiają się tacy bohaterowie, jak np. Kłapouchy czy Kangurzyca z Maleństwem wciąż czekają na przekład.
"Przetłumaczenie pierwszych trzech rozdziałów »Kubusia Puchatka« na mowę śląską potraktowałem jako swego rodzaju zabawę, tym bardziej, że język angielski to od dawna moje hobby. W przyszłości, jeśli znajdę czas, może przełożę całość" - powiedział PAP prof. Kucharz, który jest kierownikiem Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych i Reumatologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach.
Dodał, że tłumaczenie "Kubusia Puchatka" było dla niego miłą przygodą. Sam wykonał również ilustracje do książeczki. "Jest to książka, w której kolejne pokolenia pod pozornie błahymi treściami odkrywają pewne ważne spostrzeżenia na temat życia, na przykład to, że można być misiem o małym rozumku, który po prostu lubi miód, ale nie jest się przez to gorszym, co więcej, dla kogoś można być »najlepszym Misiem pod słońcem«" - powiedział.
Zaznaczył, że stosuje sformułowanie "mowa śląska", żeby nie wdawać się w dyskusje, czy jest to język, czy dialekt. Problem ten od dawna stanowi bowiem przedmiot różnego rodzaju sporów, nawet o zabarwieniu politycznym.
"Z pewnością jest to zjawisko lingwistyczne dotyczące sporej grupy ludzi. Większość Ślązaków posługuje się poprawnie językiem polskim, ale między sobą porozumiewają się mową śląską. Ja urodziłem się w Katowicach i jestem sercem związany z regionem. Jednak u mnie w domu nigdy nie mówiło się po śląsku, bo rodzice pochodzili z innych części Polski. Musiałem się tego nauczyć, a mój śląski jest najpewniej typowy dla folkloru miejskiego, być może przez to trochę inny od mowy śląskich mieszkańców regionów podmiejskich" - wyjaśnił prof. Kucharz. Według niego, mowa śląska nie jest jednolita - inaczej brzmi w okolicy Tarnowskich Gór, inaczej w centralnej części Śląska, a inaczej w pobliżu granicy z Czechami. Mowa ta ciągle czeka na standaryzację, tak zapisu oraz ortografii, jak i gramatyki oraz fonetyki.
Prof. Kucharz przyznał, że podczas tłumaczenia "Kubusia Puchatka" z języka angielskiego na śląski musiał poradzić sobie z różnymi ciekawymi wyzwaniami. "Odkrywałem, ile uroku jest zarówno w treści, jak i w formie tej książki" - podkreślił.
Jako przykład przytoczył sytuację, gdy Prosiaczek tłumaczy Krzysiowi, że napis na ułamanej tablicy wiszącej koło jego domku to imię i nazwisko jego dziadka. W wersji angielskiej napis brzmiał TRESPASSERS W, co było prawdopodobnie fragmentem dłuższego napisu TRESPASSERS WILL BE PROSECUTED (tj. osoby wchodzące na ten teren zostaną ukarane). Prosiaczek tłumaczy, że napis na tablicy to skrót od TRESPASSERS WILL, a to z kolei było skrótem od TRESPASSERS WILLIAM - imion jego dziadka; dziadek bowiem miał dwa imiona, na wypadek gdyby jedno zgubił.
"W doskonałym tłumaczeniu na język polski Ireny Tuwim na ułamanej tablicy widnieje napis WSTĘP BRON, a Prosiaczek wyjaśnia, że właśnie tak się nazywał jego dziadek. Był to skrót od WSTĘP BRONEK, a to z kolei było skrótem od WSTĘPA BRONISŁAWA. Ja musiałem znaleźć śląski odpowiednik" - tłumaczył prof. Kucharz.
W jego przekładzie na deseczce napisane jest WLOZ FER (po śląsku "wlozywanie ferboten", czyli wstęp wzbroniony), co według Wjepszonka jest skrótem od WLODEK FERDEK, a to skrótem od WLODZMIR FERDINAND.
"Przekładanie znanych na świecie utworów na języki małych grup etnicznych nieraz zaczynało się od mniej poważnych utworów. Chociaż docierają do mnie informacje, że powstają też tłumaczenia wiodących dzieł literatury światowej na mowę śląską" - zaznaczył prof. Kucharz.
Jego zdaniem, warto od czasu do czasu wchodzić w świat bajkowej fantazji, aby oderwać się od codzienności, która nas otacza. "Jest to coś, o czym nie powinniśmy zapominać, aby nasze życie nie stawało się całkiem szare" - podsumował prof. Kucharz.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.