Do kościoła wchodzi się, aby spotkać Boga. Nie sposób jednak nie otrzeć się o wielką i małą historię – wystarczy wiedzieć, obok czego się właśnie przechodzi.
Od kilku miesięcy Mariusz Barcicki opowiada o tajemnicach katedry każdemu, kto chce słuchać. Pewnie m.in. dlatego zupełnie niedawno prezydent docenił świdnickiego przewodnika Krzyżem Zasługi za „społeczne działania na rzecz promocji dziedzictwa kulturowego Ziemi Świdnickiej i społeczne działania na rzecz świdnickich zabytków”. Opowiedział i nam – ze znawstwem i z pasją.
Bez koron, bez sukienki
Obraz Świdnickiej Pani, odzianej w słońce, to obok Piety i pentaptyku najcenniejszy skarb katedry. Pierwotnie obraz wisiał na filarze pod emporą organową i był ulubionym wizerunkiem jednego z jezuitów. Kiedyś podczas zarazy duchowny ten został wysłany do Kłodzka, żeby pomóc tamtejszym braciom. Niestety, zachorował.
Walcząc z chorobą, ślubował Maryi, że jeśli wyzdrowieje, zrobi wszystko, żeby obraz został umieszczony w budowanej właśnie, najpiękniejszej w kościele kaplicy. I stał się cud, a bezimienny jezuita dotrzymał słowa. Gdy obraz odpowiednio przycięto (z prostokąta do owalu), hrabina von Kinsky, żona starosty, ufundowała srebrne korony i sukienkę, które to wota przetrwały wszystkie zawieruchy wojenne aż do 1969 r. Wtedy to dwaj złodzieje ukryli się na ambonie, a w nocy złupili obraz. Uciekając przez okno, zgubili srebrny półksiężyc, jedyny ocalały element bogatej sukienki. Na unikatowym kolorowym zdjęciu obrazu sprzed kradzieży (autorstwa Alfreda Miedzińskiego) dobrze widać barokową sukienkę. – Może się to przydać, gdy podejmie się starania o koronowanie obrazu papieskimi koronami – wtrąca przewodnik.
ks. Roman Tomaszczuk /GN
Mariusz Barcicki martwi się złym stanem gotyckich drzwi biblioteki jezuitów
Ślad po kolanach
Kopia tego dzieła zdobi reprezentacyjne wnętrze holu Muzeum Dawnego Kupiectwa. Oryginał, ogromne malowidło wiszące w kaplicy św. Józefa, przedstawia panoramę siedemnastowiecznej Świdnicy, miasta otoczonego potrójnym murem i szczycącego się posiadaniem najstarszego na ziemiach polskich herbu z nadania królewskiego (1452).
– Miasto otrzymało ten przywilej od Władysława Pogrobowca (króla Czech i Węgier). Jego znaczenie można porównać do dzisiejszych znaków jakości – wyjaśnia Mariusz Barcicki.
ks. Roman Tomaszczuk /GN
Święta Anna
Rzeźba z barokowego ołtarza w kaplicy MB Świdnickiej
– Tuż obok znajduje się Chór Mieszczański, a na nim niezwykłej urody pentaptyk – zaprasza. Na chór prowadzą dwa ciągi schodów. Ponieważ w górnej kaplicy przechowywano w średniowieczu relikwie, do kaplicy wchodziło się na kolanach, odmawiając na każdym z kilkunastu stopni odpowiednią modlitwę. – Proszę zauważyć, jak mocno stopnie są wyżłobione – zwraca uwagę przewodnik. Pentaptyk, czyli ołtarz z czterema skrzydłami (tajemnice radosne, bolesne i chwalebne z życia Pana Jezusa oraz przedstawienia świętych Pańskich) i sceną główną (Zaśnięcia NMP – o czym więcej na s. I) to dzieło z 1492 r. Kiedyś powtarzano, że pochodzi on z warsztatu Wita Stwosza, ale dzisiaj nikt już nie odważy się tak twierdzić.
Prowokacja na ołtarzu
Dzisiaj jest to kaplica adoracji Najświętszego Sakramentu, ale pierwotnie była ona poświęcona św. Ignacemu Loyoli, stąd w wystroju pełno armat, pik, składów amunicji i chorągwi. – Natomiast Polacy, którzy przyjechali do Świdnicy po wojnie, oswajali poniemieckie domy, ulice, cmentarze i kościoły, a to skuwając lub zamalowując napisy, usuwając nagrobki, instalując swoje zabużańskie obrazy, a to fundując czysto polskie – przewodnik przystaje przed obrazem MB Częstochowskiej. Obrazem niezwykłym, bo oto dwaj aniołowie podtrzymują jasnogórską ikonę, a ta wspiera się na białym orle w koronie. Nad całą sceną unoszą się Bóg Ojciec i Duch Święty.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.