Skandal w Hollywood

Słowa „film chrześcijański w duchu” działają na wpływowe środowiska przemysłu filmowego jak płachta na byka.

Tę sensacyjną wiadomość podały wszystkie media. Film o chrześcijańskim przesłaniu został nominowany do Oscara. Co prawda tylko w kategorii „najlepsza oryginalna piosenka”, ale co Oscar to Oscar. Nominacja była zaskoczeniem. Okazało się, że sam film mało kto widział, chociaż wszedł na ekrany kin w USA już we wrześniu ubiegłego roku. Tyle że „Sam, a jednak nie sam” (Alone Yet Not Alone) wyświetlany był tylko w dziewięciu stanach. Wkrótce rozpętała się afera, a Akademia Filmowa podjęła rzadką w swej 86-letniej historii decyzję o wycofaniu filmu z listy oscarowych nominacji. Cheryl Boone Isaacs, pierwsza czarnoskóra prezydent Akademii, uznała, że Bruce Broughton, autor piosenki, złamał regulamin, przesyłając mejlem utwór członkom komisji wybierającej filmy. Zdaniem Boone, kompozytor sugerował głosowanie na skomponowaną przez siebie piosenkę. Sam kompozytor, który 28 lat temu był nominowany za oryginalną muzykę do filmu „Silverado”, uważa, że padł ofiarą intrygi, bo jedynie podsyłał ludziom utwór do posłuchania.

Detektyw w akcji

Afera z filmem rozpoczęła się zaraz po nominacji. Według branżowego pisma „Hollywood Reporter”, firma PR reprezentująca jedną z piosenek, która nie otrzymała nominacji, wynajęła prywatnego detektywa. Miał dostarczyć dowody, że film nie spełnia warunków regulaminu Akademii Filmowej obowiązującego przy zgłaszaniu filmów. Detektyw miał sprawdzić, czy „Sam, a jednak nie sam” był „reklamowany i wyświetlany w prasie w czasie, kiedy w powiecie Los Angeles trwały konkursowe kwalifikacje”. Okazało się, że był pokazywany w kinie i anonsowany w prasie, więc Akademia nie uznała bezpodstawnych zarzutów przedstawicieli konkurencji. Ugięła się dopiero pod presją zarzutów wobec kompozytora piosenki i film zdyskwalifikowała. Opowieść o dziewczynkach porwanych przez Indian wyprodukowało niezależne studio Enthuse Entertainment. To niewielkie studio nie ukrywa, że realizuje produkcje oparte na wierze, przyjazne rodzinie i inspirujące do poszukiwań i poznania Boga. Nic dziwnego, że decyzja Akademii wywołała oburzenie środowisk chrześcijańskich. Trudno oceniać film, którego jeszcze nie mieliśmy okazji zobaczyć, ale piosenki można posłuchać bez problemu w internecie. To prosty, wzruszający kawałek, nasycony religijnym przesłaniem. Czy gorszy od tych, które otrzymały nominacje obecnie i w latach ubiegłych?

Z pewnością jest inny. „Chciałem jedynie skomponować ładną melodię, której będzie się słuchało jak pieśni kościelnej” – mówił twórca melodii, dziesięciokrotny zdobywca Emmy, najpoważniejszej nagrody telewizyjnej za muzykę, w jednym z wywiadów. Oczywiście, że można lekceważyć krytykę decyzji Akademii ze strony organizacji chrześcijańskich, bo wielu, nie tylko w Stanach, ale i w Polsce, uważa, że film, w którym wiara odgrywa ważną rolę, to „chrześcijański propagandowy kicz”. Takim kiczem, zdaniem krytyków, była „Pasja” i „Cristiada”. Jednak „karę” dla filmu skrytykował również Scott Feinberg, jeden z najbardziej znanych i kompetentnych publicystów i analityków magazynu „Hollywood Reporter”. Trudno ten magazyn oskarżać o prochrześcijańskie sympatie. Feinberg określił decyzję Akademii jako kompletnie nie przystającą do „przestępstwa” twórcy piosenki. Słusznie zauważył też, że każde studio i współautorzy filmu prowadzą kampanię promocyjną z nadzieją na Oscara, a przynajmniej nominację. I nie tylko dysponują ogromnymi budżetami na reklamę, ale robią to w sposób o wiele bardziej agresywny niż nieszczęsny twórca piosenki wykorzystanej w zdyskwalifikowanym filmie.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Reklama

Reklama