– Gdybym miał powiedzieć, czego by mi było z Gliwic najbardziej szkoda, gdybym miał to miasto opuścić, to myślę, że to właśnie byłby kościół Wszystkich Świętych. To jest także moja świątynia – mówił w Wilii Caro Bogusław Tracz, historyk z IPN w Katowicach.
Wraz z Anną Kulczyk i Sebastianem Rosenbaumem jest on kuratorem wyjątkowej wystawy, przedstawiającej kościół i parafię Wszystkich Świętych. Jej wyjątkowość polega na tym, że można na niej zobaczyć wiele eksponatów na co dzień nie udostępnianych i wielu z nich przy tej okazji przywrócono ich blask.
Niektóre zostały wypożyczone z Muzeum Diecezjalnego w Opolu. Dariusz Krawczyk, dyrektor Muzeum w Gliwicach, na wernisażu wyjaśnił, że wystawa wieńczy cały projekt muzealno-badawczo-wydawniczy.
Jedną z jego części była książka, wydana pod koniec ubiegłego roku, o takim samym tytule – „Omnium sanctorum. Kościół i parafia Wszystkich Świętych w Gliwicach”.
Bogusław Tracz, zapraszając do zwiedzania, wprowadził w trzy części wystawy. Pierwsza przedstawia kościół w tzw. przestrzeni miasta, czyli to, jak świątynia przez lata się zmieniała i jak wrosła w miejski pejzaż. Druga poświęcona jest najważniejszej w kościele przestrzeni liturgii. Pokazuje, czym kościół żyje i czym się karmi przez wszystkie stulecia. Trzecia część dotyczy sztuki, obecnej w tym kościele od jego początku.
– Nie możemy sobie wyobrazić historii Gliwic bez historii kościoła Wszystkich Świętych – mówił Bogusław Tracz. Przypomniał, że w ciągu ostatnich mniej więcej 70 lat taka próba była podjęta tylko raz przez komunistów, którzy wydając w latach 70. XX wieku historię Gliwic, całkowicie pominęli kwestię Kościoła katolickiego, a co się z tym wiąże – historię kościoła Wszystkich Świętych.
– Musimy pamiętać, że to była główna parafia w Gliwicach do końca XIX wieku. Z niej wszystkie gliwickie kościoły wyszły – podkreślił. Przyznał też, że jest z tą świątynią osobiście związany, chociaż dzisiaj już nie należy do tej parafii, bo jej granice zostały zmienione w 1982 roku.
Wystawa w Willi Caro to efekt pracy i zaangażowania wielu osób, którym imiennie dziękowano podczas wernisażu. – Nie jesteśmy w stanie środkami parafialnymi coś takiego zorganizować. W życiu by mi do głowy nie przyszło, że kiedyś w tym miejscu będzie wystawa – mówił ks. Bernard Frank, proboszcz parafii Wszystkich Świętych.
– Wiadomo, że współpraca między przedwojennymi instytucjami miejskimi a Kościołem była czymś naturalnym. Dzisiaj my to odbudowujemy. Dzięki panu dyrektorowi i całej obsadzie nie tyle koło historii się zamyka, ale wracamy, mam nadzieję, do pewnej normalności, że jesteśmy partnerami w dziedzinie sztuki i kultury. Mecenat Kościoła w tej materii, niestety, się już skurczył. I to raczej dzisiaj odwrotnie jest, że dzięki instytucjom państwowym są pewne rzeczy poddawane renowacji – mówił. Podkreślił przy tym, że jego ta wystawa nic nie kosztowała, ale był wyraźnie zadowolony z efektu i żartował, że ma jeszcze kilkanaście obrazów, nadających się do odnowienia.
Na wernisażu było bardzo tłoczno, wśród zwiedzających można był spotkać osoby w różnym wieku – od uczniów po seniorów. Skupienie zatrzymujących się przy kolejnych przedmiotach mówiło samo za siebie. Autorem aranżacji jest plastyk Tomasz Kokot.
Wystawę można zwiedzać do maja.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.