Za życia znany, po śmierci nieco zapomniany. Teraz to powoli się zmienia.
Był artystą „totalnym”, wielkim wizjonerem, ogarniającym twórczością wszystkie sfery świata. Swoimi rzeźbami, kameralnymi i monumentalnymi, obrazami, tkaninami, fotografiami, happeningami jednych fascynował, innych oburzał. Jedni – nie bez racji – twierdzili, że fascynujące „Żelazne organy” na przełęczy Snozka koło Czorsztyna to najwybitniejsza monumentalna rzeźba polska, inni wypominali jednak, że została poświęcona „utrwalaczom władzy ludowej”. Teraz Władysława Hasiora (1928–1999), wybitnego współczesnego rzeźbiarza i malarza mieszkającego i tworzącego w Zakopanem, przypomniano na prezentującej 100 jego prac wielkiej wystawie w krakowskim Muzeum Sztuki Współczesnej.
– Ostatnia wystawa artysty w Krakowie odbyła się 40 lat temu. Starałem się wybrać do ekspozycji przede wszystkim jego prace z lat 60. ub. wieku, teraz trochę nieco zapomniane – powiedział Józef Chrobak, kurator wystawy. Prace pochodzą z kilkudziesięciu placówek muzealnych i zbiorów prywatnych.
Rupiecie i sztandary
Swoje rzeźby, tkaniny i obrazy Hasior komponował z przedmiotów znalezionych w najbliższym otoczeniu: rur, drutów, zużytych części maszyn, starych kół, kos, noży, widelców, zepsutych lalek, starych ubrań. Dawało to zaskakujące, wręcz oszałamiające efekty. Widać to np. na obrazach pokazanych na ekspozycji, gdzie do kompozycji użyto m.in. noży kuchennych, skrawków futer i koronek, zamiast tradycyjnych farb, a nawet... starego mosiężnego kurka, z którego płynie strumień monet na obrazie „Pałac Sprawiedliwości”. Wielkie wrażenie robią też umiejętnie wyeksponowane słynne Hasiorowskie „Sztandary”, cykl wielkich tkanin. „Natłok form i kolorów składa się na jakiś potężny chorał” – napisała o nich przyjaźniąca się z artystą przez 35 lat prof. Hanna Kirchner w swojej książce „Hasior. Opowieść na dwa głosy”.
W tym, co otaczało Hasiora, dużą rolę odgrywała symbolika religijna, obecna w kapliczkach, rzeźbach, malowidłach. Znalazło to odzwierciedlenie w jego pracach, m.in. w pokazanych na wystawie: „Golgocie”, „Białej kapliczce”, „Raju”, „Chlebie życia”, „Sztandarze Matki Boskiej”. Sakralność jego dzieł była przez wielu niezrozumiała. Nazwanie przez niego swoich sztandarów „bluźnierczymi” było niekiedy błędnie utożsamiane z bluźnierstwem wobec religii, wobec sakralności. Tymczasem tak nie było.
Sakralny kod wartości
„Czerpię z religii tak, bo przecież jest to dla mnie kod informacyjny o wartościach. Na ile zaś czerpię, a na ile wnoszę coś nowego – trudno mi powiedzieć” – stwierdził kiedyś. „Są rzeźby świeckie, absolutnie nie z kręgu tematów religijnych, które ze swoją wstrząsającą siłą są sakralne, bo istotnie w mocny sposób uzmysławiają istnienie ważnych wartości ludzkich. I jeżeli się zjawi dzieło, które nie dając nawet jeszcze odpowiedzi, stawia jakieś dramatyczne pytanie o wieczne sprawy ludzkie, to ono jest ważnym społecznie zjawiskiem i na pewno właśnie sakralnym” – dodał. Prof. Leszek Mądzik nie miał wątpliwości co do sakralności prac Hasiora, umieszczając je w stworzonej przez siebie Galerii Współczesnej Sztuki Sakralnej w Kielcach. Warto dodać, że wnukiem artysty jest ks. Konrad Hasior z Warszawy.
„Walkę duchową przeżywa każdy artysta, także każdy z nas. Wszyscy wielcy artyści walczą. Dziadek też ją prowadził” – mówił w maju ub. roku w czasie Mszy św. w katedrze w Koszalinie, poprzedzającej wystawę prac dziadka. W nawiązującym do legendy o św. Hubercie „Misjonarzu” w korpus jelenia z rogami pełnymi krzyżyków wmontowano mechanizm ze starego budzika. „»Po co zegarek?« – spytała moja mała córka. Nie wiedziałam, że Hasior stoi za naszymi plecami. »To nie zegarek, to sumienie. Każde stworzenie ma swoje sumienie« – objaśnił z powagą” – wspominała prof. Kirchner, która niezwykłość form dzieł artysty określiła „pożarem wyobraźni”.
Czas na zrozumienie
Uzupełnieniem krakowskiej ekspozycji są m.in. wyświetlane na monitorze filmy przedstawiające happeningi Hasiora, fotografie rzeźb monumentalnych, m.in. „Słonecznego rydwanu” w Szwecji, zdjęcia zrobione przez samego artystę oraz wykonane w 1962 r. przez Wojciecha Plewińskiego fotografie Hasiora w jego zakopiańskiej pracowni.
– Zrozumienie tej sztuki przychodzi z czasem. Pierwszy raz jego prace widziałem, będąc jeszcze w gimnazjum. Podczas kilkudniowej klasowej wycieczki do Zakopanego, oprócz konkursu skoków narciarskich (był to złoty czas małyszomanii), wraz z naszą wychowawczynią „zaliczyliśmy” Teatr Witkacego i Galerię Władysława Hasiora. Nazwisko artysty i jego wydające się nam dziwacznymi dzieła – jak choćby „Wszywanie charakteru”, przedstawiające lalkę wciśniętą pod igłę maszyny do szycia – może i mocno zapadły w pamięć, ale wywoływały w nas wówczas raczej nocne koszmary niż głęboką refleksję – mówi ówczesny uczeń z podkrakowskich Niepołomic.
Ekspozycję można oglądać do 27 kwietnia w siedzibie Muzeum Sztuki Współczesnej (Kraków, ul. Lipowa 4).
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...