– Największą moją troską jest to, co będzie dalej z Kaplicą Partyzancką, z atmosferą tego miejsca, gdy mnie już nie będzie. Czy usłyszymy kazania na polanie pod Turbaczem? Ja całe swoje serce wkładam w kapłaństwo... – mówił gorczański kapłan.
Gdy zbliżał się do 80. roku życia, miał świadomość, że powoli musi żegnać się z duszpasterzowaniem pod Turbaczem. Martwił się tylko, że nie będzie miał następcy, bo życie w bacówce bez prądu, bieżącej wody, internetu i innych wygód nie wszystkim odpowiada. „Trzeba być tutaj twardym. Wiele razy zaciskałem zęby, jednak mimo wielu kłopotów, jakie przez lata napotykałem, czułem szczególną Bożą Opatrzność nad tym miejscem – zapewniał ks. Kazimierz. Zmarł 17 marca, mając 81 lat.
Stodoła, która była kaplicą
Wspominając ks. Krakowczyka, jeden z miejscowych górali napisał: „Fcioł za ten pokoik [w schronisku pod Turbaczem, gdzie mieszkał zimą – przyp. aut.] płacić, ale kierownictwo schroniska ani myślało sie na to zgodzić. Więc ksiądz postanowił, ze bedzie płacił w inksy sposób – stojąc w kuchni i zmywając nacynia po stołującyk w schroniskowym bufecie turystak. I tak właśnie zrobił. Choć przy takiej robocie – przy jego niskim wzroście w dodatku – nieroz z wysokiej bufetowej lady zwalała sie na niego wielko piramida talerzy z reśtkami bigosu i inksej fasolki. On jednak pracowoł na tym zmywaku wytrwale. Na mój dusiu! Nie wiem, jak wom sie widzi taki ksiądz, ale mi – widzi sie piknie”.
Duszpasterzowanie ks. Kazimierza wśród turystów i ludzi gór na dobre rozpoczęło się od Mszy św., którą odprawił w Święto Niepodległości 1978 r. przy Kapliczce Partyzanckiej pod Turbaczem dla uczestników sympozjum przewodników beskidzkich, poświęconego odzyskaniu niepodległości. Jak później wspominał, po mocnym patriotycznym kazaniu Czesław Pajerski, współwłaściciel Polany Rusnakowej, gdzie stała kapliczka, zaproponował mu odprawienie pod gołym niebem pierwszej Pasterki.
Niebawem zbliżająca się pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Polski stała się impulsem do zbudowania w tym miejscu kaplicy. Autorem pomysłu był C. Pajerski, nowotarżanin, który od władz dostał jedynie pozwolenie na budowę stodoły na siano. Wzniesiona szybko „stodoła” okazała się kaplicą zbudowaną na planie krzyża Virtuti Militari. Dedykowana została miłośnikowi górskich wędrówek, czyli ojcu świętemu.
– Gdy papież był na lotnisku w Nowym Targu, Pajerski z delegacją wręczył mu jeden z trzech kluczy do kaplicy, a w dokumencie napisano, że uroczyście mu ją przekazują. To był ewenement w tym czasie – ofiarowanie papieżowi obiektu sakralnego! Górale chcieli w ten sposób uczcić wybór kardynała z Krakowa na Stolicę Piotrową. Papież po powrocie do Rzymu odpowiedział podziękowaniem przez Sekretariat Stanu – opowiadał ks. Kazimierz, który podziwiał odwagę C. Pajerskiego. Gdy władze zorientowały się, że szopa nie jest szopą, budynek został zalakowany pieczęciami.
Proboszcz w schronisku
Pierwszym „proboszczem” Kaplicy Papieskiej został ks. Krakowczyk, który rozpoczął odprawianie w sezonie turystycznym (od maja do października) Mszy św. w niedzielę, a później także w sobotę. Najpierw wchodził co tydzień na Turbacz od Kowańca, potem zamieszkał nieopodal kaplicy w bacówce albo zatrzymywał się w schronisku, zwłaszcza w zimie, gdy odprawiał Pasterkę, a także w sylwestra i w święto Objawienia Pańskiego. Miał tam swój mały pokoik. Później, dzięki pomocy parafii z Waksmundu, „dorobił się” własnej chałupy na skraju lasu.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.