Dziś w cyklu o filmach wszech czasów pora na dzieło niezwykłe.
Zazwyczaj to, co widzowie oglądać mogą na ekranie, to tylko fikcja wykreowana na planie. W przypadku nakręconego w 1982 roku „Fitzcarraldo” było inaczej - filmowa ekipa przeżyła jeszcze barwniejsze i straszniejsze przygody, niż bohaterowie kinowego obrazu, wyreżyserowanego przez Wernera Herzoga.
Niemiecki twórca – nagrodzony za tę produkcję Złotą Palmą w Cannes - postanowił opowiedzieć historię XIX-wiecznego przedsiębiorcy, melomana, a przede wszystkim marzyciela, który wpada na szalony pomysł wybudowania opery w samym środku dżungli.
By zdobyć pieniądze na ten cel, inwestuje w plantację kauczuku. Żeby jednak móc w ogóle zacząć na niej prace, a potem wywieźć stamtąd pozyskany surowiec, musi wykarczować ogromne wzgórze i przeciągnąć przez nie ogromny parowiec.
W realizacji tego karkołomnego planu pomagają mu Indianie, ale… tylko do czasu. Całe przedsięwzięcie ostatecznie zakończy się kolejną porażką w biografii bohatera, tytułowego Fitzcarraldo, w którego wcielił się Klaus Kinski.
Wykreowana przez niego postać rzecz jasna symbolizuje fantastów, ale i ludzi sztuki, kultury. Często niezrozumianych przez innych.
Jedyne czego pragną znajomi Fitzcarraldo to bogacić się i żyć w przepychu. Budują sobie imponujące rezydencje, zawierają kolejne, intratne transakcje – to jest cel ich życia. Mieć! A jeśli już „być” to… nieprzyzwoicie bogatym.
Tymczasem Fitzcarraldo jest inny. Wrażliwy na piękno sztuki (muzyki operowej), nie dba zbytnio o sprawy przyziemne. Nie potrafi – a raczej nie chce – się dostosować od reszty nowobogackiego towarzystwa.
Romantyczny straceniec? Samotnik? Szaleniec? Każde z tych określeń pasuje do niego, podobnie jak i do Herzoga, który pracując nad filmem zachowywał się dokładnie tak samo, jak jego bohater. Nie baczył na nic. Na śmiertelne wypadki i kłótnie na planie, koszmarne warunki pracy w dżungli, przerwy w realizacji. Liczyło się tylko marzenie i konieczność jego realizacji.
Co ciekawe o słynnym filmie „Fitzcarraldo” powstał także, nie mniej słynny, dokument pt. „Brzemię snu”. Jego autor, Les Blank, uchwycił heroiczne wysiłki Herzoga i jego ekipy, dokonał swoistego zapisu procesu twórczego artysty, za co został uhonorowany prestiżową nagrodą BAFTA.
***
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.