Jego talent rozbłysnął szybko i równie szybko zgasł. Malował zaledwie przez 9 lat. W tym roku mija 140 lat od śmierci Maksymiliana Gierymskiego.
Umierając w wieku niespełna 28 lat, Maksymilian Gierymski (1846–1874) był już autorem wielu bardzo znanych obrazów, cenionym w Europie, nagradzanym medalami na prestiżowych wystawach. Kupcy ściągali jego dzieła ze sztalug, nim jeszcze obeschła na dobre farba.
Ujmowane z nastrojowym realizmem sceny z powstania styczniowego, krajobrazy wsi i miasteczek jednały mu grono miłośników. „Pociechą największą dla mnie widzieć, że mój obraz ma swoich wielbicieli, że są tacy, którym on przyjemność duchową, pociechę pewną sprowadza, w nich samych myśli podobne do tych, jakie mnie zajmowały” – czytamy w jednym z jego listów.
Wykształcony w Monachium, wpłynął na innych studiujących tam malarzy polskich, w tym Adama Chmielowskiego, późniejszego Brata Alberta.
„Chmielowski to tęgi chłopak i najbliższy mój przyjaciel” – pisał. Ten z kolei kształtował charakter przyjaciela.
Twórczość Maksymiliana Gierymskiego, w 140. rocznicę śmierci, pokazano na wielkiej wystawie w krakowskim Muzeum Narodowym. – To część wspólnego projektu Muzeów Narodowych w Krakowie i Warszawie, przedstawiających dzieła obu wybitnych braci Gierymskich – Aleksandra i Maksymiliana. W Warszawie trwa równocześnie wystawa przedstawiająca malarstwo Aleksandra – mówi Zofia Gołubiew, dyrektor MNK. Wystawa przygotowana przez Aleksandrę Krypczyk jest nietypowa. Przedstawia bowiem nie tylko kilkadziesiąt obrazów samego Gierymskiego, lecz m.in. także dzieła malarzy polskich, na których twórczość Maksymilian wpłynął, np. Adama Chmielowskiego, Józefa Brandta, Ludomira Benedyktowicza, Alfreda Wierusza-Kowalskiego, Józefa Chełmońskiego, Witolda Pruszkowskiego.
– Gierymski stoi u początków nowoczesnego ujmowania krajobrazu w malarstwie polskim, gdzie realistyczna obserwacja łączy się z wywołanym nostalgią wspomnieniem – mówi A. Krypczyk. Można to zaobserwować choćby w pokazanym na wystawie najsłynniejszym chyba dziele Gierymskiego – „Patrolu powstańczym” (1872–1874).
Pola bitew i potyczek powstania styczniowego artysta znał nie ze słyszenia. Lata 1863 i 1864 spędził, wojując z Moskalami. Mistrzowska scena, gdy dwóch powstańców wypytuje chłopa stojącego na piaszczystej mazowieckiej drodze, spoglądając jednocześnie z niepokojem na horyzont, gdzie mogą pojawić się Moskale, zaś inny żołnierz patrolu galopuje ku nim z jakąś wiadomością, nie była jedynie wytworem wyobraźni malarza. Ujęcie sceny robi przy tym wrażenie przypadkowości, jak w kadrze fotograficznym.
– Bo Gierymski używał niekiedy przejętego z fotografii sposobu kadrowania obrazu. Fotografia była mu pomocna przy malowaniu. Wykonane w jego monachijskim atelier zdjęcia, na których modelami byli on sam i jego brat, służyły mu potem przy malowaniu m.in. scen powstańczych i scen z polowań – mówi reżyserka Barbara Szumowska, której poświęcony artyście film dokumentalny „Żeby choć trochę przeżyć siebie” wyświetlany jest na wystawie.
Wystawę „Maksymilian Gierymski. Dzieła – inspiracje – recepcja” można oglądać w Gmachu Głównym Muzeum Narodowego w Krakowie (al. 3 Maja 1) do 10 sierpnia.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.