Gdy Emilian Kamiński ucharakteryzowany na Marylin Monroe niekoniecznie nas zachwyci w spektaklu „ZUS, czyli Zalotny Uśmiech Słonia”, pamiętajmy o innych zasługach tego teatru i sercu, które bije w jego progach.
Andrzej Karolak /Foto Gość
Lawina absurdalnych zdarzeń w komedii pomyłek wywołuje nieustanne salwy śmiechu
Scena Emiliana Kamińskiego jest jedyną w Warszawie, która łączy w sobie misje artystyczne, społeczne oraz, jakkolwiek nie brzmiałoby to górnolotnie, patriotyczne. I to niewątpliwie za sprawą Emiliana Kamińskiego, który jeszcze zanim otworzył podwoje swojej świątyni sztuki, deklarował, że marzy mu się miejsce, do którego widz będzie przychodził jak do swojego domu. A więc wypocząć, pośmiać się, wzruszyć, ale także uzupełnić wiedzę o Warszawie, o historii Polski. I tak ten program realizuje od lat. Dlatego słowo „dyrektor” w odniesieniu do E. Kamińskiego to o wiele za mało.
W tym roku „Kamienica” obchodziła piąte urodziny. Z tej okazji teatr wystawił brawurową komedię „ZUS, czyli Zalotny Uśmiech Słonia” Michaela Cooneya. A na urodzinach trzeba zaproponować gościom szampańską zabawę. Bardzo szybko więc komedia zamienia się w farsę, a aktorzy zamieniają... się rolami.
Bo oprócz abstrakcyjnych wręcz dialogów jest to komedia sytuacyjna, nietrudno się więc pomylić, kto jest kim. I o to chodzi.
Bohater traci pracę, a że nie chce martwić ukochanej żony, szuka nadzwyczajnych okazji, by związać koniec z końcem. Szczególnym zbiegiem okoliczności zaczyna otrzymywać wysokie zasiłki, o które nie zabiegał, a które zgoła mu się nie należą: a to dla samotnych matek, a to dla wdów, renty inwalidzkie, zasiłki pogrzebowe.
Ta samonakręcająca się spirala wciąga bohatera, czyli Eryka Słonia, na tyle, że dzięki wsparciu ZUS czuje się jak pączek w maśle. Zaczyna żyć „życiem zastępczym”. Aż do chwili, gdy pojawia się kontroler, na szczęście na tyle mało rozgarnięty, że „kupuje” wszystkie naprędce improwizowane intrygi.
Puenty zdradzać nie będę, ale jak w dobrze skrojonej komedii wszystko musi się skończyć dobrze.
Reżyser Emilian Kamiński angażuje do swoich spektakli aktorów dawno nie widzianych na scenie, na przykład świetną w repertuarze komediowym Dorotę Kamińską. Swoim temperamentem rozsadza scenę także Sambor Czarnota, który dwoi się i troi, znalazłszy się w opałach. Nie mniej bawi Paweł Burczyk, jako tropiciel nadużyć wspomagany przez szefową, Krystynę Tkacz, który im gorzej sobie radzi, tym większe wywołuje salwy śmiechu.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...