600 lat historii. Gdański kościół św. Jakuba w swojej historii pełnił rolę szpitalnej świątyni, biblioteki, a nawet sali wystawienniczej. Po wojnie przejęli go kapucyni. Przywrócili funkcję sakralną i odbudowali duszpasterstwo.
Kiedy w 1409 roku przedstawiciele gdańskiej Gildii Szyprów występowali o pozwolenie na budowę szpitala zapewniającego posługę chorym marynarzom i ich rodzinom, miastem władał zakon krzyżacki. Szyprowie powoływali się wówczas na swoje męstwo podczas rozegranej w 1398 roku zwycięskiej dla zakonu bitwy morskiej z siłami Uni Kalmarskiej pod Gotlandią. Na zgodę Krzyżaków przyszło im jednak poczekać ponad rok, do klęski zakonu pod Grunwaldem.
– Wielki Mistrz Krzyżacki Henryk von Plauen daje im to miejsce z warunkiem, że mają się modlić po wsze czasy za Wielkiego Mistrza Ulricha von Jungingena, wszystkich rycerzy i braci zakonnych, którzy tam zginęli – wyjaśnia ks. dr Leszek Jażdżewski, historyk, autor książki o dziejach Kościoła na ziemi gdańskiej. Wraz ze szpitalem dla posługi duchowej miał powstać także i kościół, w którym pensjonariusze mogliby się modlić i korzystać z sakramentów.
– Zgodę na powstanie szpitala dawali Krzyżacy, ale decyzję na stworzenie duszpasterstwa musiał wydać biskup włocławski, w którego jurysdykcji znajdował się Gdańsk. Dlatego właśnie 18 marca 1415 roku to wikariusz generalny diecezji włocławskiej Ulrich konsekrował świątynię – dodaje ks. Jażdżewski. Posługę duszpasterską w kościele i szpitalu objęli wówczas kapłani diecezjalni. Co ciekawe, swoje duszpasterstwo mogli sprawować jedynie na terenie należącej do morskiej korporacji placówki.
Port dla starych i schorowanych
Doktor hab. Adam Szarszewski od wielu lat związany jest z kościołem św. Jakuba. – Przez kilkanaście lat, do końca studiów, byłem tam ministrantem. Brałem ślub w tym kościele. Na jego temat napisałem także swoją pierwszą rozprawę naukową, która ukazała się w formie monografii – wspomina. Adam Szarszewski na co dzień pracuje jako kierownik Zakładu Historii i Filozofii Nauk Medycznych Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Z pasją opowiada o roli średniowiecznych szpitali.
zdjęcia ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość
Wiszący przed prezbiterium okręt przypomina historię kościoła i jego związki z Gildią Szyprów
– W przypadku kościoła św. Jakuba podstawową instytucją był szpital. Jego pensjonariuszami byli z założenia żeglarze. Starzy, schorowani, kalecy… Ci, którzy na morzu utracili ręce, nogi, oczy… Tam mieli znaleźć miejsce godnego odpoczynku do końca życia. Przebywały tu także wdowy po żeglarzach, dla których szpital pełnił funkcję prawnego opiekuna – wyjaśnia.
Dodaje, że był to przede wszystkim przytułek, co wynikało z roli szpitala, jaką wykreowało chrześcijaństwo. Była ona równoznaczna z funkcją zakładu, którego zadaniem jest opieka nad osobami potrzebującymi. – Niektórzy spędzali tu kilkanaście do nawet 30 lat – dodaje.
– Z czasem szpital obejmował opieką nie tylko marynarzy, ale i pozostałych mieszkańców Gdańska. Ci ostatni czasem oddawali swe domy, aby móc dożywotnio korzystać z opieki i wyżywienia w szpitalu – opowiada ks. Leszek Jażdżewski. Dodaje, że zgromadzone w ten sposób dobra pomagały w sprawnym świadczeniu pomocy potrzebującym. Taka funkcja placówki utrzymała się do końca II wojny światowej.
– Od połowy XVI wieku był to kościół protestancki. Nawet wówczas, kiedy szpital pełnił swoją funkcję w obrębie dobroczynności protestanckiej, przetrwały charakterystyczne cechy udzielania świadczeń osobom potrzebującym. Zostało to utrzymane aż do 1945 roku – dodaje dr Szarszewski. Co ciekawe, jak podkreślają obaj historycy, był to pierwszy kościół na terenie Gdańska, w którym w XVI wieku Komunii św. udzielono wiernym pod dwiema postaciami. Było to znakiem przyjęcia protestanckiej doktryny.
Jeszcze w czasie wojny placówka pełniła rolę przytułku dla ludzi morza. Jednak po wkroczeniu do Gdańska Armii Czerwonej mający ponad 500-letnią historię szpital w ciągu kilku dni został unicestwiony.
– Zachowały się wpisy w księgach adresowych z 1942 roku. Znajdują się tam nazwiska pensjonariuszy. Są wśród nich wdowy po kapitanach, ludzie morza… Niestety, losy ostatnich pensjonariuszy pozostają nieznane – mówi dr Szarszewski.
– Kościół był otoczony podkową budynków szpitalnych. Ocalały tylko dwa. Jeden, XIX-wieczny, w którym obecnie jest klasztor. Drugi, XX-wieczny, jest obecnie budynkiem mieszkalnym. Pozostała infrastruktura uległa zniszczeniu. Spłonęła cała dokumentacja szpitala prowadzona od średniowiecza. W sumie kilkaset tomów akt – dodaje z żalem.
Oprócz dwóch szpitalnych budynków ocalał także kościół, który od lat pozbawiony był już sakralnej funkcji. Do 1905 roku w jego murach mieściła się biblioteka. Później gmach stał się salą wystawienniczą gdańskiej Izby Rzemiosł.
– Wnętrze kościoła podzielone było wówczas na trzy kondygnacje. Stały tam przeróżne maszyny, prezentowano najnowsze osiągnięcia sztuki inżynierskiej. Na najwyższym piętrze znajdowała się sala wykładowa – opowiada Szarszewski. W tym właśnie kształcie po wojnie placówkę przejęli kapucyni z prowincji krakowskiej, którzy wraz z repatriantami przybyli do Gdańska ze Lwowa. I choć pierwsze wzmianki o obecności kapucynów w mieście pochodzą z XVII wieku, dopiero wówczas zakon zagościł tu na dobre.
Naukowiec, podróżnicy i niezrealizowane plany
Pierwszym kapucynem, o którym wspominają gdańskie kroniki, był o. Walerian Magni. – To niezwykle ciekawy człowiek. Włoch, naukowiec. Został zaproszony przez króla Władysława IV do dysputy teologicznej na temat wiary – opowiada kapucyn, o. Krzysztof Czeczko. – Był to okres intensywnych sporów chrześcijan mieszkających na terenie Gdańska. Przebiegały one pomiędzy luteranami, kalwinistami i katolikami – wyjaśnia dr Szarszewski.
Jednym z adwersarzy o. Waleriana był posługujący w kościele Świętych Piotra i Pawła pastor Nigrinius. – Wkrótce po debacie wrócił do Kościoła katolickiego. Wówczas gdańscy rajcy postanowili ufundować dwie lokalizacje dla kapucynów. Niestety, nic z tego nie wyszło, bo kapucyni nie byli wówczas jeszcze na tyle mobilni – dodaje o. Czeczko.
– Kapucyni w Gdańsku pojawiali się też jako wędrowcy, ponieważ było to miasto portowe. Zachowała się także wzmianka o braciach, którzy przybywali tu wraz z ludźmi spławiającymi zboże z południa Polski do Gdańska – mówi dr Szarszewski. – W XVIII wieku miała powstać placówka kapucyńska przy kaplicy królewskiej, stanowiąca ośrodek zakonu. Pozostało to jednak tylko w planach – stwierdza ks. Jażdżewski. Zaznacza, że próby sprowadzenia kapucynów na Wybrzeże Gdańskie podjął też Józef Przebendowski, właściciel dóbr w Kolibkach. One także zakończyły się niepowodzeniem.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...