O dystrybucji filmów religijnych i oddechu widzów na plecach kiniarzy z Andrzejem Sobczykiem z krakowskiego Stowarzyszenia „Rafael” rozmawia Miłosz Kluba.
Miłosz Kluba /Foto Gość
– Zdarzają się próby ideologicznego blokowania filmów, ale to niejedyne trudności – opowiada Andrzej Sobczyk
Miłosz Kluba: Lubi Pan chodzić do kina?
Andrzej Sobczyk: Oczywiście. Tam mogę „wyciągnąć” z filmu maksymalnie dużo. Oglądanie staje się wtedy wydarzeniem, od początku do końca, bez przerywania reklamami. Telewizji generalnie nie oglądam. Kino to potężna siła, którą warto obserwować i wykorzystywać.
W „Rafaelu” próbujecie ją wykorzystać aktywnie – produkując filmy i zapewniając dystrybucję produkcjom zagranicznym.
Już wcześniej, w związku z działalnością wydawniczą, zrobiliśmy ok. 50 filmów, głównie edukacyjnych. Nasza przygoda z kinem zaczęła się w zeszłym roku od filmu „Mary’s Land – Ziemia Maryi”. Zaczęło się niewinnie. Wprowadziliśmy go do kilkudziesięciu kin, ale szybko się okazało, że sale są pełne. Film zaczął dostawać większe sale, lepsze godziny, zgłaszały się do nas kolejne kina. I do tej pory jest grany, cały czas żyje!
Potem była „Karolina”.
To nasza własna produkcja, która w tle fabularnej opowieści o współczesnych, nastoletnich dziewczynach przedstawia historię bł. Karoliny Kózkówny. Film powstał przy okazji 100. rocznicy jej śmierci i był zrobiony tak, by ktoś, kto wyjdzie z sali kinowej, wiedział, kim była bł. Karolina. W tej chwili jesteśmy wraz z Monolith Films (jednym z największych dystrybutorów) współdystrybutorem amerykańskiego filmu „Bóg nie umarł”.
A plany produkcyjne?
Mariusz Pilis i Dariusz Walusiak już pracują dla nas nad filmem o Różańcu, zbierają materiał, dokumentują historie. Będzie on opowiadał o mocy Różańca, ale nie tylko w wymiarze indywidualnym. Chcemy pokazać historie całych społeczeństw, w których ludzie brali różańce, wychodzili na ulice, wspólnie się modlili i doczekali się większego czy mniejszego przełomu. Takich wielkich krucjat było już na świecie co najmniej kilka. Film ma zainspirować widzów, by chwycili za różańce, a nie tylko narzekali, że źle się dzieje.
Takie filmy mogą zapełnić kinowe sale?
To nie jest tak, że filmy religijne, czyli te, które my chcielibyśmy dystrybuować, to margines świata kinowego. One, jeśli są dobrze zrobione, jak najbardziej chwytają, mają duże widownie. Nie powstaje ich jednak dużo, dlatego sporym wyzwaniem jest znalezienie właściwej produkcji. To trudniejsza część pracy. Zrobić promocję, zadbać o kontakt z dziennikarzami umiemy, ale najpierw musimy mieć im co pokazać. Czasem ktoś poleci nam jakiś film, ale najczęściej musimy go sami wyszukać. Teraz mamy już trochę prościej, bo wiemy, kto produkuje filmy, gdzie można znaleźć informacje etc. Naszym marzeniem jest, żeby wprowadzać do kin cztery filmy w roku. Pierwsze półrocze tego roku pokazuje, że idzie nam dobrze.
Na jakie inne przeszkody w świecie kina natrafia film religijny?
Zdarzają się próby ideologicznego blokowania filmów, ale to niejedyne trudności. Problem jest zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, gdzie nie ma multipleksów, ale, powiedzmy, jedno kino z jedną czy dwiema salami. Wtedy konkurencja między filmami jest duża i musimy przekonać kiniarzy, że warto wybrać właśnie nasz, że my zapewnimy dobrą promocję, zorganizujemy publiczność. Na szczęście układający repertuar czują też na plecach oddech widzów – jak będzie pełne obłożenie na początku, to film będzie stopniowo dostawał lepsze godziny i lepsze sale. Tak, jak to było z „Mary’s Land”.
Wtedy z kolei zyskuje też dystrybutor. W waszym przypadku to nie tylko kwestia finansów.
To, że ludzie idą do kina, to z jednej strony pomoc dla filmów religijnych, bo zawsze część pieniędzy trafia do autorów filmu. Z drugiej to zysk dla kiniarzy, dla tych, którzy animują życie kulturalne, no i dla dystrybutora. To rynek jak każdy inny i firma, żeby się na nim utrzymać, musi zarabiać. My wyszliśmy przede wszystkim z założenia, że kino ma swoją siłę i trzeba je wykorzystać do szerzenia dobra, do ewangelizacji. Dlatego zyski generowane przez filmy – np. przez „Karolinę” – inwestujemy w kolejne produkcje. Chcemy, żeby każdy film był lepszy, miał wyższy budżet, większy rozmach.
*
Warto dodać, iż niedawno na ekrany wszedł „Doonby. Każdy jest kimś”. Tom kolejny z filmów dystrybuowanych przez "Rafaela". Tym razem może nie stricte religijny, ale za to z mocnym przesłaniem pro life.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.