Rozmowa z prof. Tomasem Venclovą, litewskim poetą, eseistą oraz znawcą Rosji i Europy Środkowej, laureatem Nagrody im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego.
To ile nowych pokoleń musi przyjść, aby o tym zapomniano i Litwini przestali się obawiać, że Polacy tylko czekają na okazję, aby im odebrać Wilno?
Będziemy musieli jeszcze trochę poczekać. Z drugiej strony jak przyjeżdżam do Polski i widzę ogromną liczbę różnych wydawnictw kresowych, wspominających wyłącznie polskie korzenie Wilna, Mińska, czy Lwowa, to powiem otwarcie, że trochę mi to także przeszkadza.
To pytanie, jak rozumiemy kresowość.
Kresowość w przekonaniu wielu Polaków to wyłącznie pamięć o polskich Kresach. Dlatego literatura kresowa to książki tylko dla Polaków. Oczywiście część z nich zawiera ciekawe i pożyteczne informacje, ale dla mnie, jako dla Litwina, jest w tym jakiś zgrzyt. Zresztą Czesław Miłosz także odczuwał w tym pewien zgrzyt. Nawet pojęcia „Kresy” nie lubił.
Wydaje mi się, że trzeba wielkiej podejrzliwości, aby z tego sentymentu zbudować poczucie zagrożenia…
A jednak można. Podobne sentymenty, bądź resentymenty, są także po naszej stronie. Mamy zresztą własne litewskie „kresy“, niektórzy zaliczają do nich Sejny, Suwałki, a nawet Białystok. No więc współcześni pamiętają i odnoszą się z sentymentem do tego, że ich ojciec dostawał od dziadka cukierki za wrogość do Polaka.
Czyli trzeba zaprzestać dawania takich cukierków?
Niewątpliwie tak, a także starać się dostrzegać litewski punkt widzenia.
A Litwini w pisaniu o przeszłości uwzględniają polski punkt widzenia?
Mogę mówić za siebie, że staram się to robić.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.