Czas wytchnienia się skończył

Rozmowa z prof. Tomasem Venclovą, litewskim poetą, eseistą oraz znawcą Rosji i Europy Środkowej, laureatem Nagrody im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego.

Litwini byliby gotowi umierać za swój kraj, gdyby pojawiło się takie zagrożenie?

Niektórzy z pewnością tak.

Ale w 1940 r., kiedy na Litwę wkraczała Armia Czerwona, nie stawiali oporu.

Dzisiaj powszechnie to jest oceniane jako błąd i wielki wstyd. Tak więc tamto zachowanie nie musiałoby się obecnie powtórzyć.

Czy napięcia wokół rosyjskiej polityki są szansą na poprawę stosunków polsko-litewskich?

Niedawno napisałem, że jeśli jesteśmy w okopach, a wydaje mi się, że jesteśmy, to musimy utrzymywać dobre stosunki zwłaszcza z tymi, którzy są na naszych flankach, a więc m.in. z Polakami.

Ostatnio powraca kwestia aktywności polskiej polityki na obszarze między Bałtykiem a Morzem Czarnym. Pana zdaniem istnieje możliwość zbudowania bardziej bliskich relacji między Polakami, Litwinami, Białorusinami i Ukraińcami?

Muszę powiedzieć, że taka współpraca w latach 90. rozwijała się dość aktywnie. To później się popsuło. Moim zdaniem także przy pomocy Rosji, która przecież w tych krajach zachowała różne swoje aktywa. To, że relacje polsko-litewskie tak bardzo się popsuły m.in. z powodu takich kwestii jak napisy dwujęzyczne w rejonach, gdzie mieszka polska mniejszość, czy sposobu zapisu polskich nazwisk, oceniam jako nieodpowiedzialność ze strony litewskich polityków i zaprzepaszczenie ważnego dorobku pierwszej dekady suwerenności.

Czy Polacy domagają się zbyt wiele, jeśli proszą o to, aby ich nazwiska zgodnie z zasadami naszej ortografii były zapisywane w litewskich dokumentach?

Ja uważam, że nie, ale wśród Litwinów istnieje dość powszechny pogląd: dajcie Polakom palec, to wezmą całą rękę. Logika tego myślenia jest następująca: daj Polakom ich pisownię nazwisk, zażądają autonomii, jak to dostaną, wystąpią z pretensjami do Wilna.

Przecież nie ma w Polsce siły politycznej, która wysuwałaby roszczenia do Wilna. Takie podejrzenia to aberracja.

Ja to wiem, ale większość moich rodaków ma w tej sprawie inny pogląd, i to także jest fakt, pomimo że nieoparty na racjonalnych przesłankach. Miałem niedawno publiczną rozmowę z panem Vytautasem Landsbergisem i przypomniałem w niej scenę z książki, która powstała w okresie międzywojennym. Jej autorem był Petras Cvirka, zdolny literat o lewicowych przekonaniach. W jednej ze swoich powieści opisał scenę, jak naczelnik poczty w maleńkim litewskim miasteczku wychowuje swoje dzieci. Mówi do syna: mały Wytautasie podejdź do mnie i powiedz, które miasto jest stolicą Litwy. Vilnius, odpowiada chłopiec. Zuch, komplementuje go ojciec i nagradza cukierkiem. A teraz ty, mała Biruto, podejdź i powiedz, kto jest twoim odwiecznym i śmiertelnym wrogiem? Polak, odpowiada dziewczynka. Bardzo dobrze Biruto, mówi zadowolony ojciec i także nagradza ją cukierkiem. Dzisiaj te dzieci dorosły, są politykami, ministrami, posłami, ale pamiętają ten cukierek, który dostawały za to, że mówili, iż Wilno jest stolicą Litwy, co jest słuszne, ale także, że Polak jest ich odwiecznym i śmiertelnym wrogiem, co już jest niesłuszne. Na to Landsbergis powiedział, że polskim dzieciom także dawano cukierki i mówiono podobne rzeczy, tyle że antylitewskie, a więc rozmawiajmy dalej o Polakach. Odparłem mu, że o Polakach niech rozmawiają Polacy, a my zajmijmy się sobą. Chcę tylko powiedzieć, że parę pokoleń Litwinów dostawało te cukierki i pamięta do dzisiaj, za co je dostawali.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości