Wciąż jest motywem większości pocztówek z Warszawy: po ukończeniu budowy widać go było podobno z odległości 50 km.
Nie jest lubiany. Nie tylko dlatego, że w morzu gruzów, jakimi w 1952 r. była Warszawa, bardziej potrzebne były nowe mieszkania niż pałac. A budowa wiązała się z wyburzeniem kwartału ocalałych kamienic.
Stalinogotyk pogardzany
Od początku towarzyszyły mu więc brzydkie określenia. Władysław Broniewski nazwał dzieło rosyjskiego architekta Rudniewa „koszmarnym snem pijanego cukiernika”, a większość warszawiaków mówiło o nim pogardliwie: Pekin. Odważniejsi żartowali, że najpiękniejsze miejsce w Warszawie to jego taras, na 30. piętrze. Dlatego, że nie widać z niego Pałacu Kultury.
Gmaszysko miało być „niewzruszoną gwiazdą przewodnią na naszej drodze przeobrażenia starej Warszawy, książęcej Warszawy, królewskiej, magnackiej, mieszczańskiej, kapitalistycznej Warszawy w Warszawę socjalistyczną”. Udało się na szczęście tylko częściowo: choć stalinogotyk nie jest perłą architektury, przywykliśmy do socrealistycznego widoku. Może dlatego, że coraz więcej szklanych biurowców zasłania symbol polsko-radzieckiej przyjaźni?
30 kotów na etacie
Najgorsze są podziemia. To prawdziwe lochy: ciągnące się korytarze z miskami jedzenia dla kotów, które walczą z plagą szczurów i myszy. Z dziesiątkami drzwi, schowków i przejść, w których ledwo mijają się dwie osoby. Wylewać fundamenty rozpoczęto 21 lipca, skończono – 4 października. Do dziś niektórzy zastanawiają się, ilu budowniczych wpadło tu do betonu. Oficjalnie przy ekspresowej budowie zginęło 16 Rosjan. Do dziś ich grobami na cmentarzu prawosławnym na Woli opiekuje się zarząd PKiN.
Ofiar pałacu było jednak więcej. Już w 1956 r. rozpoczęła się seria samobójczych skoków z tarasu 30. piętra. Pierwszy był Francuz, który uznał to za miejsce godniejsze od wieży Eiffla. W latach 70. zdecydowano, że na tarasie widokowym zainstaluje się kraty. Wjeżdża się tu windą z prędkością 6 m/s.
Styl mało-polski
Zgodnie z umową z kwietnia 1952 r. Pałac Kultury i Nauki miał być wybudowany za radzieckie pieniądze i z tamtejszych materiałów. Architekt chciał, aby budowla miała elementy architektury polskiej, dlatego wraz z towarzyszącym mu zespołem architektów radzieckich w poszukiwaniu narodowych motywów odwiedził miasta o historycznej zabudowie: Kraków, Kazimierz, Chełmno, Płock, Sandomierz, Zamość, Toruń. Z tej mieszanki wyszedł pewien styl: mało-polski.
Symbolicznie – 1 maja 1952 r. – do akcji wyruszyły pierwsze radzieckie koparki. Prace szły w niewiarygodnym tempie, trudnym do powtórzenia nawet po 60 latach. Nie zwolniła ich śmierć „ojca narodu radzieckiego”. Po roku było gotowych 13 kondygnacji z 11 tys. ton stali. Po kolejnych sześciu miesiącach – 40.
„Radzieccy budowniczowie wsparli strop nieba iglicą, której światła nad Warszawą wieszczą zwycięstwo sprawy wielkiej – braterskiej przyjaźni” – donosiła prasa. Przy budowie brało udział ok. 3500 robotników rosyjskich, którzy mieszkali w specjalnie dla nich wybudowanym osiedlu z kinem, stołówką, świetlicą i basenem. W ciągu roku, pod okiem głównego projektanta Lwa Władimirowicza Rudniewa Pałac Kultury i Nauki urósł z 26 do 227 m. W lutym 1955 przystąpiono do wykończenia wnętrz – prawie 124 tys. mkw.
Cnoty marksizmu
Z bratniego Związku, ale też z polskich zakładów jechały nad Wisłę meble, windy, marmury, żyrandole i kinkiety, by wypełnić 3288 pomieszczeń. Wieżowiec mieścić miał Polską Akademię Nauk, Salę Kongresową, cztery sale kinowe, trzy teatry, Pałac Młodzieży, dwa muzea i szereg innych instytucji służących kształtowaniu „nowego człowieka”. Na 11. piętrze umieszczono Redakcję Wydawnictw Klasyków Marksizmu-Leninizmu, na 12. i 13. – Towarzystwo Wiedzy Powszechnej. Położono 16 tys. mkw ceramicznych płyt elewacji.
Miesiąc przed otwarciem robotnicy wykańczali teatry, w Pałacu Młodzieży, czyli części od ul. Świętokrzyskiej, pucowano basen, a w Muzeum Przemysłu cyklinowano posadzki. Przy wejściu ustawiono rzeźbę Adama Mickiewicza dłuta Ludwiki Nitschowej, naprzeciwko przysiadł Mikołaj Kopernik autorstwa Stanisława Horno-Popławskiego. We wnękach elewacji schowały się alegoryczne postaci przedstawiające cnoty marksizmu-leninizmu.
Na szczęście nie udało się zrealizować rzeźby Stalina, która miała dominować na betonowej trybunie, tuż przed wejściem. Darczyńcę na lata uwieczniono jedynie w oficjalnej nazwie Pałacu. 21 lipca 1955 r. o godz. 16 ambasador ZSRR Pantelejmon Ponomarienko i premier rządu PRL Józef Cyrankiewicz, siedząc przy stole ustawionym na zewnątrz PKiN, przed wejściem głównym, podpisali protokół przekazania Pałacu. Do dziś zachowały się nożyczki z przecięcia wstęgi, a także drobne przedmioty wyposażenia. Na poziomie –1 do dziś pracuje część oryginalnych urządzeń sprzed 60 lat.
Drogi Pałacu…
Dziś już nie da się zrealizować przyśpiewki na melodię hymnu narodowego: „Co nam obca przemoc dała, nocą rozbierzemy”, bo w 2007 r. Pałac wpisano na listę zabytków. Oburzyliby się również ekolodzy, bo pod iglicą, na 45. piętrze, zamieszkuje para sokołów wędrownych. Niżej zadomowiły się pustułki. Na najniższych piętrach zakładają gniazda gołębie, kawki i jerzyki. Właśnie wyremontowano basen, kończy się również przebudowa Sali Kongresowej.
Pałac długie lata szczycił się połączeniem nowoczesności rozwiązań technicznych z przepychem: setki ton marmurów, kryształowe żyrandole, aksamitne fotele, pierwsza w Warszawie klimatyzacja… No i to centralne położenie i wysokość (237 m – ze wspornikiem antenowym, stanowiącym integralną część iglicy), która sprawiała, że Pałac utożsamiano z siedzibą najwyższych władz.
Jak wspomina kronikarka budynku i najstarszy stażem pracownik PKiN Hanna Szczubełek, pałac nawet personifikowano, śląc na jego adres z całej Polski skargi, prośby, apele, a nawet listy do św. Mikołaja.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...