Domem niektórych są noclegownie. Inni śpią po piwnicach i w kanałach. Ale zdarzają się cuda. Na przykład pan Waldek w zeszłym roku dostał się do noclegowni. Był na pielgrzymce. Po trzeźwe życie. I można było kolejny raz mu zaufać.
Niesamowita rzecz spotkała pielgrzymów już w Częstochowie przy śniadaniu, które było ich ostatnim wspólnym posiłkiem. – Nie zwróciłam uwagi, że poprzedniego dnia bardzo dużo zjedliśmy na kolację. Zostało mało chlebów. Przychodzi śniadanie, poprosiliśmy, żeby się podzielili, żeby każdy zjadł tyle, ile musi, a ci, którzy mają pieniądze, żeby zrezygnowali. I proszę sobie wyobrazić, że ludzie jedli, a myśmy ten chleb rozdawali, rozdawali i nie umieliśmy go rozdać! – mówi z zadowoleniem Alina Szulirz.
– Niezwykłość tej pielgrzymki dla mnie polegała na tym, że wędrowali ludzie ubodzy, którym często brakuje tego, co jest potrzebne do życia. Zostawili troskę o dzień jutrzejszy i wyszli. Dlaczego? Bo pociąga ich niebo. Kiedy rok temu mieli do wyboru wakacje pod namiotem nad jeziorem lub rodzinną pielgrzymkę, 95 proc. głosowało za tym drugim. Tyle osób z biedy, ubóstwa, bezdomności chce iść do Matki – mówi ks. Wenzel.
To nie koniec
Na Jasną Górę w czterodniową trasę udało się 101 osób. Towarzyszyło im trzech księży, poza ks. Piotrem byli to ks. Krystian Łagowski i ks. Tomasz Koryciorz, wszyscy związani ze „Światłem w familoku”. Byli i wolontariusze, i siostry zakonne: boromeuszki i te, które na pomaganiu najuboższym znają się najlepiej – siostry miłosierdzia, zwane kalkutkami. Na miejscu spotkał się z nimi bp Adam Wodarczyk. – Pielgrzymi, wyruszając w drogę, wychodzą ku nadziei. Wierzą, że to, co jest dla nich trudne, sytuację, w której się źle mają, to pielgrzymowanie zmieni. Pielgrzymka to zawsze wyjście od i pójście do. I myślę, że to napięcie: „od do” jest tu bardzo duże. Na zwykłej pielgrzymce ludzie mają intencje. Dla ludzi bezdomnych, ubogich tą intencją jest całe ich życie – tłumaczy ks. Piotr.
– Znam historie tych osób i wiem, że wielu nie ma doświadczenia w swoim życiu mamy. Dlatego też nie mają wielu innych doświadczeń związanych z relacją, miłością, ukojeniem, bezpieczeństwem. Idziemy do Matki Bożej po to, żeby spojrzeć Jej w oczy i opowiedzieć o swoim życiu. Ona cierpliwie słucha, a potem za rękę prowadzi – dodaje A. Szulirz. Rok temu pielgrzymowali pod hasłem: „Jestem bardzo w rękach Bożych”. To słowa św. Jana Pawła II. W tym roku była ich kontynuacja: „Uczyńmy razem coś pięknego dla Boga”. Tym razem za przewodniczkę służyła bł. Matka Teresa z Kalkuty. Jednak zdziwi się ten, kto myśli, że pielgrzymka dobiegła już końca. Jej uczestnicy na spotkaniach formacyjnych będą spotykać się teraz co 2 tygodnie. Pierwsze mają już za sobą.
Stowarzyszenie św. Filipa Nereusza współpracuje z dziećmi i rodzinami, prowadząc m.in. zajęcia terapeutyczne oraz profilaktyczne. Prowadzi kluby dla dzieci, młodzieży, seniorów. Teraz chce stworzyć centrum rozwoju rodziny, skierowane do osób niezależnie od ich kondycji. – Miejsce jest, projekt też. Pierwsza wpłata, i póki co jedyna, była na zrobienie kaplicy. Wiemy więc, co tam jest najważniejsze – uśmiecha się prezes stowarzyszenia.
Więcej o „Nereuszu” i o tym, jak wspomóc jego działania, na: nereusz.pl.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...