O nowym „Pegazie”, telewizji z misją i wychodzeniu z niszy z Markiem Horodniczym rozmawia Szymon Babuchowski
Przez kilka lat redagowałeś „Frondę”. Bliski jest Ci duch kontrkulturowy, prowokacja. Czy program kulturalny w publicznej telewizji też taki może być?
To się okaże. Faktycznie, moje autonomiczne działanie w zakresie kultury w ostatnich kilkunastu latach było naznaczone kontrkulturową wrażliwością i chęcią wkładania kija w mrowisko. Teraz może nie tyle sam chciałbym prowokować, ile raczej prowokacje obserwować, analizować. Kłócić się z nimi albo zakrzyknąć: to jest właśnie to, czego potrzebuje współczesna polska kultura.
Ale czy ambitny program kulturalny ma dziś w ogóle szansę zaistnieć w świadomości telewidzów przyzwyczajonych do telenowel?
Pamiętaj, że mówimy o programie, który będzie emitowany w dzień powszedni o 22.30. To jest niezły czas antenowy, ale nie jest to oczywiście czas najlepszy. Poza tym często zdarza się, że dzieło ambitne, będąc skrajnie niekomercyjne, uzyskuje zaskakująco dobre efekty sprzedażowe. Przykładem może być fenomen książek Szczepana Twardocha czy Łukasza Orbitowskiego. Podobnie dzieje się z filmami Petera Greena- waya, Andrieja Zwiagincewa czy Larsa von Triera. To nie są filmy łatwe, ale mają całkiem pokaźną liczbę odbiorców. To mit, że dzieła ambitne, ciekawe, intrygujące nie mogą liczyć na swoją publiczność. Dlatego jeżeli można zastosować nowoczesne środki audiowizualne do przedstawienia tych dzieł we współczesnej telewizji – trzeba próbować to robić. Bo alternatywą jest promowanie szmiry. Trzeba sobie też powiedzieć jasno: mówimy o telewizji publicznej, która ma kształtować gusta.
Myślisz, że da się znaleźć równowagę między misją a rozrywką?
Tak, jeżeli głównym kryterium nie będzie pieniądz. Bo jeśli ustawimy media publiczne na takiej pozycji, w której główną rolę będzie odgrywał rachunek ekonomiczny, to trudno będzie to zbilansować. Wiadomo, że publiczność najchętniej będzie oglądała kabarety albo podobne widowiska, które nie angażują specjalnie intelektu. Potrzeba zatem decyzji, że robimy coś ambitnego, ciekawego, ze smakiem. Z tego, co wiem, Dwójka próbuje też przywrócić „Wielką grę”. To był program autorski, niemający swojego odpowiednika na świecie. Bazował na gigantycznej wiedzy osób, które tam przychodziły. Promował wiedzę na takim poziomie, który się nie śni przeciętnemu zjadaczowi chleba. A przy tym był niezwykle popularny. Sądzę więc, że ta równowaga jest możliwa, ale wymaga bardzo odważnych decyzji. Oglądalność oczywiście jest w pewnym stopniu miernikiem, ale nie może być miernikiem ostatecznym. Gdyby tak było, nie miałyby racji bytu takie „podstacje” jak TVP Kultura czy TVP Historia. To są kanały skazane na oglądalność dosyć niską, jednak cały czas funkcjonują, działają, ponieważ są rzeczy ważniejsze niż komercja i gigantyczna oglądalność.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.