O nowym „Pegazie”, telewizji z misją i wychodzeniu z niszy z Markiem Horodniczym rozmawia Szymon Babuchowski
Szymon Babuchowski: Zostałeś właśnie jednym z prowadzących reaktywowany program „Pegaz”. Po co wskrzeszać magazyn wymyślony pół wieku temu?
Marek Horodniczy: Jest coś niezwykłego w niektórych markach wypracowanych przez telewizję jeszcze za czasów PRL-u, a kojarzących się z dobrą jakością. Przykładem są właśnie te programy, co do których zapadły decyzje o ich kontynuacji. Myślę tutaj o „Sondzie” i „Pegazie”. To marki mówiące o tym, że telewizja może wypełniać swoją misję w sposób kompetentny, ciekawy, nie unikając tematów poważnych. Kilkakrotnie – już za czasów wolnej Polski – mieliśmy do czynienia z próbą reaktywacji „Pegaza”. Ta audycja skupiała osoby z bardzo różnych bajek światopoglądowych, ale zarówno wyszukana strona graficzna, jak i sama koncepcja prowadzenia programu wbijały się w pamięć. Zgodziłem się przyjąć zaproszenie m.in. dlatego, że widzę w tej marce potencjał do stworzenia programu wpływowego, inspirującego nie tylko w obszarze kultury popularnej, ale również tej poważniejszej.
Zamierzasz czerpać z tradycji poprzedników czy stworzyć coś zupełnie nowego?
Oczywiście będziemy musieli nawiązywać do poprzednich edycji „Pegaza”, ponieważ jesteśmy związani nazwą, która zobowiązuje. Już sama czołówka autorstwa Wojciecha Zamecznika była niezwykle intrygująca – prosta, ale tak przygotowana, że w moim pokoleniu, dzisiejszych czterdziestolatków, wywołuje skojarzenie z pogranicza obrazu i dźwięku. Nawet jeśli nie do końca przypominamy sobie, co w tych „Pegazach” było, kojarzą nam się one z kulturą wysoką, z refleksją na temat teatru, filmu czy literatury.
Natomiast chcę wyraźnie powiedzieć, że pomysł na tego „Pegaza” jest pomysłem nowym, zmieniającym dość kameralną konwencję na rzecz widowiska. Program będzie trwać 40 minut, ma się w nim znaleźć m.in. mała scena muzyczna, stałe miejsce na czytanie fragmentów sztuk czy książek przez aktorów. Będzie też czas na dużą debatę dotyczącą jednego czy dwóch ważnych wydarzeń z zakresu kultury. Studio za każdym razem będzie wyglądało trochę inaczej, a zatem już z punktu widzenia realizacyjnego ten program będzie zupełnie inny. Poprowadzi go dwoje dziennikarzy – Agnieszka Szydłowska i ja. Każde z nas ma inny sposób patrzenia na kulturę i sztukę. Te różnice wrażliwości będą się w naszych programach wyraźnie zaznaczać.
Będą gorące spory jak w „Sondzie” albo programie „Koniec końców”, który prowadziłeś z Pawłem Kukizem?
Te skojarzenia z „Sondą”, które pojawiały się przy okazji programu prowadzonego z Pawłem, traktowałem zawsze jako komplement. Bardzo lubię rozmawiać z osobami, które mają inną wrażliwość estetyczną czy inny pogląd na świat. Dyskusja między ludźmi o podobnych poglądach jest raczej nudna i jałowa, natomiast w gorących sporach rodzą się rzeczy ciekawe.
Nie będzie zatem wyłącznie „narodowo”, jak obawiają się niektórzy publicyści?
Ludzie, którzy posługują się tym pojęciem, chcą mu nadać wydźwięk pejoratywny, tak jakby kultura narodowa miała być z definicji gorsza. Myślę, że wszystko zależy od tego, jak do tematu się podejdzie. Oczywiście można spotkać się z całym mnóstwem ekspresji artystycznych, które zaliczane są do kultury narodowej, a nie zasługują na to, by poświęcić im nawet trzy minuty uwagi. Ale trzeba pamiętać, że do kultury narodowej możemy też zaliczyć „Wesele” Wyspiańskiego i raczej nikt nie dyskutuje z jakością tego dramatu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...