O nowym „Pegazie”, telewizji z misją i wychodzeniu z niszy z Markiem Horodniczym rozmawia Szymon Babuchowski
Ale też powstanie tych stacji zepchnęło kulturę do telewizyjnej niszy.
To prawda. Z jednej strony mnóstwo znajomych mówi mi, że ogląda przede wszystkim TVP Kultura. A z drugiej – faktycznie był to świetny pretekst dla telewizyjnych decydentów, żeby tzw. kulturę wysoką wypchnąć z telewizji. To napięcie jest ciągle obecne. Dlatego liczę na to, że te „mocne” anteny – Jedynka i Dwójka – będą teraz mogły pójść bardziej zdecydowanie w kierunku Kultury przez duże K, jednocześnie łącząc to z godziwą, fajną rozrywką, która przecież w nowoczesnej telewizji powinna się znaleźć.
Czyli nie jesteś zwolennikiem ostrego podziału na wysoką i niską kulturę?
Nie, absolutnie. Ja tego podziału w ogóle nie lubię. Sądzę, że w „Pegazie” powinno się znaleźć i to, i to. Bo zarówno popkultura może być wysokiej jakości, jak i tzw. kultura wysoka może aspirować do takiego miana, a wcale nią nie być.
Jesteś człowiekiem zakorzenionym w chrześcijaństwie. Postrzegasz współczesną kulturę jako mocno ateistyczną, czy też wiara jest jednak ciągle odnawiającym kulturę źródłem?
Chciałbym, żeby było takim źródłem, ale niestety tak nie jest. Chrześcijaństwo stało się jednym z „produktów” na targu rozmaitych idei; budulcem, z którego się czerpie przy tworzeniu własnych opowieści. Uważam, że bardzo trudno znaleźć dzisiaj taki nurt w kulturze, który można by było nazwać nurtem chrześcijańskim, a który byłby nośny, dyskutowany i dobrze przyjmowany społecznie. Jeżeli pojawiają się w kulturze wątki chrześcijańskie, to są raczej w pewien sposób „używane”. Przykładem jest tutaj cały nurt kina apokaliptycznego. Apokalipsę postrzega się w nim wyłącznie jako zniszczenie – bez obecności Jezusa Chrystusa. A przecież Apokalipsa św. Jana jest księgą objawienia, którego trudno szukać w tych opowieściach. One zafałszowują faktyczny wydźwięk jednej z kanonicznych ksiąg Nowego Testamentu. Więc pod tym względem jestem sceptykiem, aczkolwiek ciągle z dużą radością i determinacją wypatruję rozmaitych wątków związanych z chrześcijaństwem we współczesnej sztuce.
Odnajdujesz je?
Mogę podać przykład bardzo mi bliski, w którego realizacji uczestniczyłem. Myślę tutaj o płycie Michała Jacaszka „Pieśni”. To przykład zderzenia dwóch, wydawałoby się, trudnych do połączenia światów: tradycji chrześcijańskiej, estetyki związanej z pieśniami katolickimi, z nową muzyką elektroniczną, bardzo wyszukaną, docenioną na całym świecie. Raptem okazuje się, że to połączenie może mieć niezwykły zupełnie rezonans wśród słuchaczy i krytyków. Kiedy ta płyta była omawiana w TVP Kultura, Zdzisław Pietrasik, krytyk filmowy z „Polityki”, opowiadał o niej z wielkim wzruszeniem. Mówił, że mimo swego dystansu do Kościoła i religii, słuchając tej muzyki, przeniósł się do świata dzieciństwa i przypomniał sobie te chwile, kiedy jako dziecko uczestniczył w procesjach Bożego Ciała. To było dla niego tak mocne i piękne doświadczenie, że jest w tej płycie zakochany. Oczywiście mówimy tutaj o dziele niezwykle wyszukanym, hermetycznym, którego zakres oddziaływania nie jest zbyt duży. Ale skoro taki efekt udaje się uzyskać, trzeba się cieszyć z tego, że podobne dzieła powstają.
Będzie dla nich miejsce w nowym „Pegazie”?
Będę robił wszystko, żeby tak było.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.