„Na srebrnym globie” Andrzeja Żuławskiego to film kultowy i legendarny. Niedokończony. Zdjęcia zostały przerwane (interweniował sam wiceminister kultury), część negatywu zaginęła. Reżyser jednak zdecydował się oddać go publiczności.
Jest to z pewnością zapis walki twórcy o wielkiej wizji z przaśnością i kłopotami drugiej połowy lat siedemdziesiątych.
To, że ten film do dziś robi ogromne wrażenie wizualne to rzecz godna podziwu. Znakomite zdjęcia. Sugestywna scenografia i kostiumy. Subtelne, ale pojawiające się efekty specjalne. Tworząca obcą cywilizację charakteryzacja. Minęło przecież 40 lat. Technika filmowa rozwijała i rozwija się nadal, bardzo szybko. A przecież w czasie zdjęć reżyser nie dysponował – nawet na tamte lata – najnowocześniejszym sprzętem.
Maniera gry, której Żuławski zawsze wymagał od swoich aktorów może dziś razić. Jednak sprawności reżyserskiej Żuławskiemu odmówić się nie da.
Są w tym filmie monologi pełne emfazy. Wizji miłości i artysty zaiste romantycznej. Często niespecjalnie odkrywcze. Ale to wszystko forma. Istotą sztuki jest przecież treść.
Film jest głęboką, historiozoficzną wizją rozwoju społeczeństwa, może ludzkości. Bardzo pesymistyczną.
Oto bowiem nawet jeśli przybywają reprezentanci cywilizacji lepiej rozwiniętej, na planetę, której poziom rozwoju wciąż jest prymitywny, to nie uda się – od razu - przejść od prymitywizmu do wyższego poziomu rozwoju. Niższa cywilizacja musi przebrnąć przez wszystkie kolejne fazy. Erę religii, gwałtu, spisków, terroru. Odrzucić swoich najświetniejszych reprezentantów.
Społeczeństwo do funkcjonowania potrzebuje sensu i piękna. Znajduje je w religii i sztuce. Potrzebny jest rozwój, a więc nauka. Ale naukowiec i artysta zostają odrzuceni – wygnani. Skazani na samotność i niezrozumienie. Wieczny serwilizm, niemożność spełnienia. To wszystko myśli aktualne, dające się rozpoznać w dzisiejszym świecie.
Oczywiście wiele w tym megalomanii. Może w postaci Jacka, Żuławski widział siebie. Ale przecież wielka sztuka czasem jej wymaga.
Trzeba jednak oswoić radykalnie ekspresyjną formę tego filmu by ujrzeć te treści. To trudne, ale praca warta jest wykonania.
Dziś nie wiemy jaki wyglądałby ten film w całości (w wersji, która funkcjonuje w dystrybucji fragmenty nie nakręcone lub zaginione reżyser omawia z offu). W lutym ubiegłego roku zmarł Andrzej Żuławski. Filmu kończyć nie zamierzał, ale teraz wiemy, że już z pewnością tego nie zrobi.
Polskie kino nigdy wcześniej, ani później, tak poważnie i głęboko z nurtem science fiction się nie spotkało. To jeszcze jeden powód by do „Na srebrnym globie”, niedokończonego arcydzieła Andrzeja Żuławskiego, wracać.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.